Adam Podlewski: Czy dobra opowieść potrzebuje dobrego zakończenia?
Tim Johnston: To zależy od rodzaju, i historii i czytelnika. Nie sadzę, aby „happy end" był potrzebny w prozie realistycznej, a szczególnie w kryminale, czy thrillerze. Czasem na końcu, a czasem i na samym początku takiej opowieści, bohaterowie mogą być zbyt straumatyzowani, aby doświadczyć szczęścia w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Za to w dobrej powieści kryminalnej potrzebne jest rozwiązanie, domknięcie wątków, wyjaśnienie zagadki lub rozwiązanie konfliktu, który napędzał fabułę. Czytelnik lubi wiedzieć „kto to zabił", albo „czy jemu (albo jej) się upiekło". Za to w opowieściach o prawdziwych przestępcach czasem nie da się napisać zakończenia, gdyż nie wiemy, kto to zrobił i dlaczego. Kiedy pracowałem nad Nurtem, myślałem właśnie o takiej realistycznej opowieści. Ostatecznie nie dążyłem do zakończenia szczęśliwego, ale chyba udało mi się napisać zakończenie „satysfakcjonujące". Czasem to wystarcza, czasem nie.
AP: Dlaczego dzika (a czasem wręcz surowa) przyroda jest tak ważna w pańskich powieściach?
TJ: Tło opowieści ma znaczenie. Ale nie umieszczam moich intryg w specjalnie widowiskowych miejscach dla prostego efekty estetycznego. Po prostu jeśli otoczenie może mieć wpływ na bohaterów i rozwój akcji, pilnuję, aby to opisać. Można powiedzieć, że otoczenie w moich powieściach też staje się bohaterem, który wpływa na postępowanie innych, ludzkich postaci. Od zawsze lubiłem historie o przetrwaniu, ale to nic dziwnego, gdyż to tkwi w każdym z nas i odnosi się do tych najstarszych odruchów i przyzwyczajeń, a epok w których dosłownie wszyscy nasi przodkowie walczyli o przetrwanie.
AP: Pańscy bohaterowie, tak ofiary, mordercy, jak i śledczy, wydają się bardzo realistyczni, wręcz przeciętni. Nie kusiło Pana sięgniecie po klasyczny pojedynek genialnego detektywa i arcyłotra?
TJ: Nie, gdyż zdecydowanie wolę postacie wzorowane na prawdziwych ludziach, wśród których geniusze i wszelcy „arcy" nie wydają się na miejscu. Aby zaciekawić czytelnika, nie potrzeba tworzyć ani tuzów intelektu, ani jednowarstwowych maniaków. Lubię też pokazać pozytywne elementy w ogólnie odrażającym charakterze mordercy.
AP: Jak powstają pańskie intrygi? Planuje je Pan przed rozpoczęciem pisania, czy zaczyna Pan, a potem daje się porwać, proszę wybaczyć, excuse le mot, nurtowi historii.
TJ: Można powiedzieć, że zaczynam pisać wtedy, kiedy muszę, gdyż dłużej nie utrzymam opowieści w głowie. Wtedy otwieram moją czaszkę jak klatkę i wypuszczam pojedynczą scenę, bohatera, który coś robi, zwykle pakuje się w kłopoty lub podejmuje brzemienną w skutkach decyzję. Potem może dodaję pewne elementy do intrygi, ale w moich powieściach to nie założona wcześniej fabuła decyduje o zakończeniu, ale bohaterowie, postępujący z psychologiczną konsekwencją. Tak naprawdę nie lubię ścisłego planu i staram się zawsze zachować możliwość manewru. W tym sensie można moje pisanie porównać do płynięcia z nurtem rzeki. Ale nie do płynięcia pod prąd, gdyż zachowuję cały czas kontrolę. Ja pozwalam wydarzeniom się zdarzać, a nie tworzę je wcześniej.
AP: Jaka książką wpłynęła na Pana najsilniej?
TJ: Nie wymienię jednej. Już łatwiej mi mówić o autorach, takich jak Cormac McCarthy czy Ernest Hemingway, a jeśli chodzi o twórców opowiadań, to: William Trevor i James Salter.
AP: Jak stał się Pan pisarzem?
TJ: Nieśpiesznie. (śmiech) Jako chłopiec uwielbiałem rysować i szło mi na tyle dobrze, że jako dwudziestolatek uważałem się za bardzo dobrego grafika. Ale jednocześnie byłem nałogowym czytelnikiem, i to coraz bardziej świadomym. Moje lektury na studiach sprawiły, że uznałem tworzenie historii słowem za łatwiejsze i pełniejsze niż obrazem. Ostatecznie ukończyłem kurs twórczego pisarstwa i zacząłem tworzyć. Może to smutne, ale nie dotknąłem ołówka od lat.
AP: Czy istnieje jakaś uniwersalna porada, którą powinni przyjąć do serca literaccy debiutanci?
TJ: Tak: CZYTAJ! Czytaj to, co kochasz, ale nie bój się sięgać po nowości. Czytaj historie trzymające w napięciu, ale tez te inspirujące do wielkich czynów. Śledź style różnych autorów, analizuj ich składnie, interpunkcje, słownictwo. Najlepiej zapisuj wrażenia z przeczytanych lektur. Cała wiedza, której potrzeba do samodzielnej twórczości tkwi w twoich ulubionych lekturach; wystarczy, że przeczytasz je oczyma pisarza.
AP: Czym jest dla Pana pisanie? I jak się odbywa? Czy ma Pan ustalony styl pracy?
TJ: Piszę rano, im wcześniej mogę zacząć, tym lepiej. Im dłużej odkładam napisanie pierwszego zdania, tym mniej czasu poświęcę na twórczość. Zwykle zaczynam od przeczytania fragmentu z dnia poprzedniego, aby „podchwycić" własną historię. Potem piszę, tak długo, jak mogę, albo do kiedy skończę kluczową scenę. Czasem spędzam cały dzień na jednym akapicie, a czasem piszę aż dziesięć dobrych stron. Niestety, rzadko, ale cenię każde dokończone zdanie.
AP: Jak Pan sobie radzi z pandemią i spowodowanymi przez nią ograniczeniami? Czy to obciążenie, czy żadne wyrzeczenie dla pisarza?
TJ: Prawdę mówiąc, pandemia niemal nie zmieniła mojego tryby życia. I tak pracowałem w domu od wielu lat, i pod tym względem nie czułem się ograniczony. Żałuję tylko braku kontaktów z rodziną i przyjaciółmi oraz podróży. Jednocześnie sporo czasu spędzam z sąsiadami: kiedy wyprowadzamy psy, stajemy w bezpiecznej odległości, a zwierzaki szaleją przy płocie.
AP: Czy powie Pan coś o następnej powieści?
TJ: Nie lubię mówić o nieskończonej pracy. Powiedzmy tylko, że ma ona wiele wspólnego z moimi poprzednimi książkami.
AP: Dziękuję za rozmowę!
Magazyn Literacko-Kryminalnym POCISK 51/52 (2021)
powrót