Rafał Bielski: Jakie obserwujesz zmiany w ciągu tych 10 lat na rynku telewizyjnym?
Agnieszka Kubiak: Pytasz o ogólne trendy?
RB: Tak. Bo się dużo dzieje.
AK: Ostatnich 10 lat to przepaść. Najnowszym trendem są przejęcia własnościowe, czyli kupowanie dużych przez dużych. W 2010 roku kanałów było o ponad 50 procent mniej, w związku z tym konkurencja była o wiele mniejsza. Dopiero kiełkowało pojęcie telewizji na życzenie. Teraz w segmencie stacji tematycznych przebić się i zostać zauważonym to naprawdę wielkie wyzwanie. Disney kupuje Foxa, Discovery – TVN, widoczny jest trend łączenia się dużych biznesów medialnych. Wszystko w zasadzie idzie w stronę rozrywki. I to rozrywki masowej.
Dla mnie także widocznym trendem jest powrót do tematów stricte kryminalnych, głównie w serialach. Wejście Netflixa na pewno było przełomem, podobnie jak innych platform VOD takich jak HBO Go, Amazon czy Showmax. Wielu widzów zmieniło sposób oglądania i tego, co im się spodoba, wymagają natychmiast. Zmienił się model oglądania. Kiedyś się z tygodnia na tydzień czekało na kolejny odcinek. Teraz w zależności od medium odcinki są serwowane raz na tydzień, codziennie, a często w jednej chwili dostępny jest cały sezon. Widzowie mogą też nagrywać odcinki, przewijać w dowolnym momencie, odtwarzać programy na stronach internetowych i aplikacjach poszczególnych platform. I ten wieloraki wybór poprawia satysfakcję widzów.
RB: A jak się właśnie zmieniał widz przez te 10 lat?
AK: Czas spędzony przed telewizorem jest w Polsce dosyć stabilny – to ponad 4 godziny dziennie. Pytanie, co to znaczy „telewizja" – telewizja to nie tylko kanały linearne, to także wszelkiej maści serwisy streamingowe, gry. Widzowie konsumują coraz więcej treści, spędzają mnóstwo czasu w ekranach, a jedyne, co ewoluuje, to sposób, w jaki wyszukują konkretnych tematów.
Polski rynek jest nadal w czołówce pod względem czasu spędzanego na oglądaniu. Obserwujemy jakieś drobne wahnięcia. Ale to nadal jest dużo. Nasza stacja ma jeden z dłuższych ATS-ów, czyli average time spent – średni czas spędzony przed telewizorem. Widz ogląda Crime+Investigation Polsat przez około godzinę dziennie. To bardzo długo, bo średni czas na stacjach tematycznych to około 30 minut. Dowodzi to, że nasze treści, tematy kryminalne przyciągają widza na dłużej, wciągają i przed przełączeniem na inny kanał będzie powstrzymywać widza chęć rozwiązania sprawy.
RB: Mogłabyś nam wytłumaczyć, jaka jest Twoja rola w telewizji?
AK: Rozpoczęłam pracę w A+E Networks, nadawcy Crime+Investigation, w 2014 roku i moim zadaniem było zajęcie się tematami marketingowymi. Ponieważ miałam kilkunastoletnie doświadczenie produkcyjne z poprzednich prac w TVP czy Viacomie (m.in. dla stacji rozrywkowych VIVA czy MTV) chciałam też je tutaj wykorzystać. Intuicyjnie wraz z moją szefową Izą Wiley czułyśmy, że polskie dokumenty, polskie zbrodnie będą czymś, co wyróżni kanał CI na tle konkurencji. Zaczęliśmy pod koniec 2014 roku od Z archiwum 997 z Michałem Fajbusiewiczem w koprodukcji z oddziałem łódzkim TVP. Od tego czasu wyprodukowaliśmy kilkanaście serii, na które składa się ponad 100 odcinków. A odpowiadając na twoje pytanie – jestem osobą odpowiedzialną za rozwój polskich programów i za sprawy kreacyjne, artystyczne.
RB: A łatwo czy trudno jest Ci przekonać brytyjskiego właściciela do tego, żeby było więcej polskiego kontentu?
AK: Mamy sporą niezależność, oczywiście struktura jest międzynarodowa, więc musimy akceptować z centralą nasze plany programowe. Polskie programy, które robimy, bardzo dobrze się oglądają, więc przekonać do produkcji kolejnego sezonu nie jest tak trudno. Nasi szefowie wiedzą, że lokalne treści u nas bardzo dobrze działają i że warto w to inwestować.
RB: Według badań 70 procent widowni stanowią kobiety. Jak myślisz, dlaczego kobiety fascynują się zbrodnią, zbrodniarzami?
AK: Bo tam są emocje. To jest podstawowa kwestia. My tych programów nie robimy w stylu tabloidowym, one nie epatują krwią, drastycznymi obrazami. Koncentrujemy się na szukaniu odpowiedzi na najbardziej nurtujące pytania: jak, dlaczego, czy można było to zatrzymać. W dużym skrócie: na psychologii zbrodni. Staramy się podejść do tematu bardziej emocjonalnie. Bardzo często prosimy o wypowiedzi np. bliskich ofiary. Tam jest duży ładunek uczuć, chodzi nam o motywy, procesy, które zachodzą w umyśle zbrodniarzy. Ludzie często traktują te nasze programy prewencyjnie. Oglądają pewne rzeczy i pod wpływem tego, co zobaczyli, nagle próbują zmieniać swoje zachowania typu poruszanie się po niebezpiecznych miejscach. Przy okazji programu Cała prawda o zbrodni z Michałem Fajbusiewiczem zrobiliśmy badanie wśród Polaków i wyszło w nim, że ludzie zaczynają dostrzegać zagrożenia, które się pojawiają, dzięki oglądaniu programów opartych na prawdziwych wydarzeniach. Te programy stały się dla ludzi przestrogą, a także pewnego rodzaju wskazówką, jak można działać prewencyjnie i poprawić swoje bezpieczeństwo.
RB: A czy nie jest też tak, że kobiety są zafascynowane mocnymi mężczyznami, złem? Jest duża widownia kobieca, kobiety czytają książki o zbrodniach, kobiety w Polsce masowo kupują kryminały. Prewencja – okej. Ale czy to nie jest głębsze zainteresowanie?
AK: Być może jest w nich taka potrzeba. To, co pokazujemy, jest ciekawe, emocjonalne. Wiem, że to brzmi banalnie, ale dla nas to jest bardzo ważne. Zdajemy sobie sprawę, że kierujemy nasze programy głównie do kobiet. Mówisz, że kobiety są zafascynowane postaciami męskich morderców. Jednym z naszych hitów ratingowych są Polskie zabójczynie, a tam z kolei mamy kobiety, które chwyciły za nóż czy za pistolet. Nie da się tego sprowadzić do fascynacji złem w męskim wydaniu. A wy się nad tym nie zastanawialiście w wydawnictwie?
RB: Zastanawialiśmy się. Może po prostu kobiety są pełne skrajności. W ciągu ostatnich lat widać zwiększoną liczbę polskich produkcji na kanale. Czym się inspirujecie, tworząc te programy? Śledzicie, jak to wygląda w Stanach czy Wielkiej Brytanii, i próbujecie robić polskie odpowiedniki? Czy to jest tak, że siadacie z zespołem i obmyślacie...?
AK: Mnie przede wszystkim zależy na ciekawych sprawach. Dobrze jest spróbować znaleźć wspólny mianownik w sprawach, które wydarzyły się na różnych krańcach Polski. Tak powstały Polskie zabójczynie. Kobiety wedle wszelkich statystyk popełniają dużo mniej zbrodni niż mężczyźni, dlatego zafascynowało nas, dlaczego one decydują się odebrać komuś życie. Te tematy sobie tak niezależnie funkcjonowały, a ja chciałam zrobić takie kompendium tych spraw. W przypadku Opowiem ci o zbrodni sprawa wyglądała inaczej, dlatego że my z Jolantą Gwardys, producentką programu, czułyśmy, że literatura kryminalna przeżywa teraz taki rozkwit, że aż się prosi, żeby po nią sięgnąć.
RB: Do tego wrócimy, ale mnie interesuje jeszcze program Dożywotniacy...
AK: Trudny projekt. Niewiele osób w niego wierzyło. Oglądał się bardzo dobrze zarówno na antenie, jak i w naszych mediach społecznościowych.
RB: No właśnie! Ale ja jestem pod ogromnym wrażeniem pomysłu, czyli jak można jeszcze raz opowiedzieć o podobnym, tylko inaczej. Są Polskie zabójczynie – okej. Są seryjni mordercy, tego jest już wszędzie pełno. I nagle pojawia się program Dożywotniacy, który sam w sobie wydaje się genialny. Jest tych trzystu dwudziestu ludzi w Polsce, którzy są skazani i nigdy w życiu nie wyjdą na wolność. Jak Wam się udało przekonać pięciu z nich? To jest coś, czego nikt nie zrobił do tej pory.
AK: Wydaje mi się, że osoby skazane na karę dożywocia nie mają nic do stracenia. Po prostu. Oni nie mają problemu z tym, żeby pokazać swoją twarz, opowiedzieć o swojej historii... Niektórzy też ciągle uważają, że są niewinni i chcą w ten sposób nagłośnić sprawę.
RB: Czyli nie było to trudne?
AK: Było trudne ze względów formalnych, ponieważ dotarcie do tych ludzi, uzyskanie zgód, te procedury aktualnie bardzo zaostrzone nie pomagały. Producentem programu był Mikołaj Lizut, który dokonał niemożliwego. Przez długi czas program wisiał na włosku. Znaliśmy już datę premiery, a nadal mieliśmy problemy z dotarciem do osób, które przebywają w więzieniu. Dzięki wielu próbom oraz zaufaniu dyrektorów poszczególnych zakładów karnych, udało się go zrealizować na czas.
RB: No ale się udało i program okazał się jednym z większych hitów zeszłego roku.
AK: Świadomość, że masz okazję spojrzeć mordercy w oczy, jest niecodziennym doznaniem. Przede wszystkim podkreślam, że absolutnie nie chcę robić celebrytów z tych ludzi. Niemniej dzięki tym spotkaniom widzowie mogli poznać lepiej sprawę, czegoś się o niej dowiedzieć. Bardzo często w programach kryminalnych jest jasny przekaz: jeśli jest prawomocny wyrok, to nie ma innych wersji, sprawa jest jasna. Pokazuje się przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości, rodziny, a bardzo rzadko dociera się do morderców; jak oni z perspektywy czasu odnoszą się do tego, co zrobili. Jeden wyznaje kompletną skruchę, drugi jest psychopatą i w ogóle niczego nie żałuje. W przypadku Dożywotniaków mieliśmy też sprawę chłopaka – teraz już pana, bo siedzi od 21 lat – co do którego Fundacja Helsińska ma bardzo duże wątpliwości, czy on w ogóle tę zbrodnię popełnił. To jest potencjalnie taki casus jak Tomasz Komenda. Staraliśmy się, żeby każdy z naszych rozmówców był inny. Nie do końca wiedzieliśmy, co kto będzie mówił, a wyszedł nam wciągający przegląd różnych postaw więźniów. Tym, co odróżniło ten program od innych podobnych, są inscenizacje, bo myśmy się nie skupili tylko na wywiadzie z mordercą, ale ułatwiliśmy też widzowi odbiór tego programu poprzez przedstawienie mu, jak to mogło wyglądać.
RB: Chciałbym jeszcze zapytać o odwagę przy produkcji tego typu programów – jak tu się balansuje na tej linie pomiędzy tym, o czym mówisz: nie chcecie zrobić celebrytów z więźniów, a program ma mieć charakter prewencyjny? To wydaje się dosyć trudne.
AK: Zawsze mamy do dyspozycji komentarz redakcyjny w postaci lektora. Jeżeli nawet człowiek skazany prawomocnie – gdzie wszystkie fakty przemawiają za tym, że to jednak on dokonał tej zbrodni – mówi, że w zasadzie to jest niewinny, to my zawsze mamy możliwość podparcia się aktami i dołożenia tego naszego komentarza, bo naprawdę nie chcemy im dawać platformy do tego, żeby oni mówili, że są niewinni, co jest zresztą nagminne.
RB: Jak długo trwa produkcja takiego programu, sezonu?
AK: To jest proces, który w idealnym świecie powinien trwać około roku, z reguły trwa krócej, minimalnie to sześć miesięcy.
RB: Czyli to masa pracy!
AK: No masa pracy. Przede wszystkim dokumentacja jest bardzo żmudna. Potem uzyskanie zgody na udział – w przypadku Dożywotniaków – więźnia, ale też prokuratorzy, sędziowie, adwokaci są nam potrzebni. To jest mnóstwo ludzi, których komentarz jest bardzo znaczący merytorycznie w programie.
RB: Zajmując się polskimi przypadkami i w takiej skali, w jakiej wy to robicie, czy spotykacie się z odzewem ze strony ofiar, rodzin ofiar? Tu jest konkretne środowisko, sąsiedzi. To jest o wiele delikatniejsza kwestia, niż gdy oglądamy program na licencji amerykańskiej.
AK: Przyjęliśmy podstawową zasadę, że zawsze staramy się dotrzeć do bliskich ofiar i poinformować ich o tym, że taki program jest robiony, żeby potem nie trafili przypadkiem na program o swojej osobistej tragedii. Taką zasadę przyjęliśmy i jak tylko jest możliwość dotarcia do tych ludzi, to dzwonimy do nich, piszemy e-maile.
RB: To pytanie z drugiej strony: czy zdarzyło się, że ktoś Wam zablokował jakąś opowieść?
AK: Nigdy, chociaż niektórym nie podobało się to, w jaki sposób przedstawiliśmy wyniki śledztw.
RB: Czy zdarzyło Wam się, że jakiś przestępca był niezadowolony z tego, co zobaczył?
AK: Mieliśmy kiedyś kontakt od prawników osoby, której wynik uległ zatarciu, że nie chciałaby, by jej sprawa była pokazywana u nas w telewizji. Ale po analizie dokumentów odrzuciliśmy taką prośbę.
RB: Czyli nie dostajecie pism z zakładów karnych?
AK: Nie. Jesteśmy bardzo ostrożni. Dopełniamy wszystkich formalności. Jak przychodzą do nas producenci, ja mówię: musisz mieć taką zgodę i taką, zgodę na lokację, wszystkie możliwe zgody, to czasami chcą wycofać się z projektu. Tłumaczę wtedy: słuchaj, nie martw się, to wszystko jest do dowiezienia. Zabezpieczamy się, bo faktycznie teren jest grząski, a materia bardzo delikatna. Zajmujemy się prawdziwymi zbrodniami, za którymi stoją prawdziwi ludzie, bliscy ofiar, ich traumatyczne doświadczenia, dlatego tak ważne jest profesjonalne podejście dokumentalistów do tematu. Staramy się – w przypadkach, w których nie możemy tego robić – nie ujawniać danych ofiar. Prawo polskie nie bardzo też zezwala na podawanie danych sprawców, czyli imienia i nazwiska.
RB: Wróćmy do programu Opowiem ci o zbrodni. Skąd wziął się pomysł?
AK: Pomysł kiełkował, bo czuliśmy, że naprawdę jest dobry klimat wśród pisarzy.
RB: Ale to jest rzadki przypadek, że telewizja w ogóle zwraca uwagę na literaturę i próbuje to jakoś pożenić. To mnie fascynuje, że telewizja zwróciła uwagę na segment rynku, który uchodzi za niekomercyjny, bo panuje powszechne przekonanie, że ludzie nie czytają. Chociaż my wiemy, że masowo kupują książki.
AK: Tak naprawdę odpowiedziałeś sobie na pytanie, mówiąc, że ludzie książki kupują. My też funkcjonujemy w tym świecie, widzimy, co się dzieje, sami jesteśmy czytelnikami książek, uczestniczymy w grupach czytelniczych w mediach społecznościowych i zauważyliśmy, że pewne nazwiska zaczęły się tam pojawiać częściej, pewne książki według czytelników były lepsze. Staraliśmy się zwrócić uwagę na tych pisarzy. Padła taka propozycja i powiem szczerze, że na początku, zanim weszliśmy w bliski kontakt z tymi pisarzami, byłam pełna obaw. Występowanie w telewizji to jest bardzo nienaturalna rzecz, a mówienie do kamery, czyli przedmiotu, z którym się nie ma kontaktu na co dzień, jest czysto technicznie wielkim wyzwaniem. Pomyślałam sobie: pisarze – raczej introwertycy, siedzą w domu, wymyślają historie, to nie są showmańskie osobowości. A przyznam, że po pierwszych zdjęciach dwa lata temu byłam w szoku. Poszło bardzo sprawnie. Oczywiście spodziewałam się, że to są elokwentni, mądrzy ludzie, ale oni tak wspaniale unieśli ten ciężar, tę presję telewizji, te ciągłe duble. Z wyluzowaniem i bez żadnych dąsów.
RB: A jaki mieliście klucz doboru tych pisarzy?
AK: To były znane nam nazwiska, bo czytaliśmy ich książki. Ja na przykład bardzo lubiłam małżeństwo Małgorzatę i Michała Kuźmińskich. Zrobiłyśmy sobie z producentką programu Jolą Gwardys krótką listę, sprawdziłyśmy też statystyki związane ze sprzedażą, bo chcieliśmy, żeby to byli autorzy poczytnych książek. Z taką listą udaliśmy się do poszczególnych osób – większość zapytanych nam zaufała i zgodzili się wejść w ten projekt.
RB: Powstał też taki odcinek Wojciech Chmielarz – rozmowa o zbrodni. Jak do tego doszło i dlaczego nie powstało coś podobnego z innymi?
AK: Tu była bardzo szczególna sytuacja, ponieważ Wojtek przyznał się do tego, że on czytając akta sprawy – bo to jest ważne, że przy kręceniu Opowiem ci o zbrodni pisarze mają dostęp do wykopanych przez nas z prokuratur i sądów dokumentów, oni muszą mieć komfort dokładnego poznania sprawy, bo swoim nazwiskiem firmują potem to, co mówią – sam ma wątpliwości. To była sprawa Florentyny, ta pani odbywa karę w więzieniu dla kobiet w Krzywańcu. Wedle akt sprawy rozpuściła zwłoki swojego niedoszłego męża w kwasie i do tej pory nie znaleziono ciała. I żeby Wojtkowi zapewnić komfort psychiczny, zdecydowaliśmy się do niej dotrzeć. Okazało się, że ona chce rozmawiać. Oczywiście w swoim mniemaniu ona jest niewinna.
Myślę, że dla Wojtka duże przeżycie, bo był w zakładzie zamkniętym, siedział twarzą w twarz z osobą, która jest skazana za morderstwo. Myślę, że to też cenne doświadczenie dla Wojtka jako pisarza, to może mieć warsztatowe korzyści dla niego. Bo jednak na co dzień pisarze się nie konfrontują ze skazanymi.
RB: Program na tyle odniósł sukces, że stacja matka zdecydowała się na opublikowanie go na innych rynkach. Wiemy coś o tym, jak to poszło?
AK: Pokazaliśmy program na 35 rynkach europejskich, a także na Bliskim Wschodzie w kilku wersjach językowych. Na wielu z nich oglądalność nie jest monitorowana. Ale ponieważ niedługo rozpoczynają emisję drugiej serii, sądzę, że nasi koledzy z zagranicznych Crime+Investigation byli zadowoleni z efektów.
RB: To jest ciekawostka, że polscy pisarze pokazali się gdzieś indziej niż w Polsce.
AK: I program był po polsku! W niektórych krajach z napisami, w innych z lektorem. Muszę też wspomnieć, bo program Opowiem ci o zbrodni to jest taki projekt, jak to się zwykło teraz nazywać, 360 stopni, czyli nie tylko program, ale też książka i audiobook (wyprodykowany ze Storytelem z czołowymi polskimi aktorami) – chyba pierwszy tego typu w Polsce.
Jesteśmy z tego dumni. Powiem szczerze, że myślałam, że to się nie uda. Bo zebrać tych wszystkich pisarzy – Marta Guzowska mieszka w Austrii, Kuźmińscy w Krakowie, ktoś ma jakieś plany, tu sezon wakacyjny – w jednym czasie na nagrania to była niesamowita sztuka.
RB: Nie było łatwo, ale rozumiem, że będzie trzecia seria.
AK: Wszystko wskazuje, że będzie.
RB: Kiedy?
AK: Powoli zaczynamy pracę, musimy najpierw znaleźć ciekawe sprawy. Premiera planowana jest na jesień, chociaż sytuacja z pandemią może spowodować przełożenie naszych planów.
RB: A będą te same nazwiska czy nastąpi jakaś rotacja?
AK: Pracujemy teraz nad tym. Tak naprawdę wszystko zależy od tego, ile odcinków zrobimy.
RB: Możesz zdradzić, jakie kolejne polskie produkcje szykujecie?
AK: Oczywiście. Na wiosnę trzeci sezon Polskich zabójczyń. Tam będą naprawdę szokujące sprawy, na przykład przypadek trzymania zwłok w mieszkaniu przez trzy dni. 10 kwietnia ruszamy z programem Akta Fajbusiewicza, w którym Michał Fajbusiewicz, legenda polskiej telewizji, powróci do nierozwiązanych spraw, które do dziś nie dają mu spokoju.
RB: Chyba nie ma osoby, która nie znałaby Michała Fajbusiewicza.
AK: To jest fenomen! Kiedyś poprosiliśmy naszych najaktywniejszych fanów z Facebooka, żeby nam nagrali filmiki, w których odpowiedzą na kilka pytań, i nie było filmiku, w którym nie padłoby nazwisko Michała Fajbusiewicza. To nie są ludzie, którzy mogli go oglądać w latach osiemdziesiątych, bo są za młodzi. Michał wraca do spraw, które w nim siedzą, są nierozwiązane, bo zostały umorzone z powodu niewykrycia sprawcy. Cztery sprawy, z czego jedna bardzo osobista, ponieważ dotyczy byłej dziewczyny Michała, łódzkiej dziennikarki Basi Chrzczonowicz. W listopadzie 2019 roku CI na całym świcie zaczął wspierać akcję „Stop przemocy wobec kobiet". Ponieważ w Polsce problem przemocy wobec kobiet
jest bardzo poważny – 800 tysięcy kobiet rocznie doświadcza przemocy, a 400 umiera wskutek przemocy – to są samobójstwa albo morderstwa – stwierdziliśmy, że mocniej wejdziemy w ten temat i zrealizowaliśmy we współpracy z Centrum Praw Kobiet program Niewidzialne: stop przemocy. Poprosiliśmy Katarzynę Grocholę o przeprowadzenie rozmów z czterema kobietami, które doświadczyły przemocy. Ja miałam ciarki po tych rozmowach. Każda z tych kobiet jest na innym etapie przepracowania tego, co ją w życiu spotkało. Te panie chciały pokazać twarz, nie miały z tym problemu. Ale ze względów formalnych musieliśmy ukryć ich tożsamość. Są podane prawdziwe imiona, ale wszystko jest tak nagrane, żeby nie było widać twarzy. Ten materiał jest już nagrany i czeka na premierę – nie podjęliśmy jeszcze decyzji, kiedy będziemy go emitować.
RB: To teraz wyjaśnijmy, gdzie można oglądać Wasze programy i czy jest szansa na szerszą dystrybucję?
AK: To jest kwintesencja naszej pracy – poszerzanie dystrybucji.
RB: Bo macie super pomysły, tylko okazuje się, że nie w każdej kablówce stacja jest dostępna.
AK: Jesteśmy dostępni w ponad 6 milionach polskich domów m.in. w najszerszym pakiecie na Cyfrowym Polsacie, platformie Canal+ (dawne nc+), Orange, w UPC, Netii oraz w sieci Toya. Mogą nas też oglądać widzowie kablówek rozsianych po całej Polsce. Mogę jedynie prosić osoby, które nie mogą nas oglądać, żeby się kontaktowały ze swoimi sieciami. Kropla drąży skałę. My byśmy chcieli być wszędzie, ale to są rozmowy biznesowe, które zabierają sporo czasu.
RB: Widziałem, że jesteście w Ipli i w Play Now. Czy są plany, żeby dogadać się z jakąś platformą streamingową, albo czy możecie powiedzieć, że któreś programy będą gdzieś udostępniane?
AK: Ale my udostępniamy programy! Na przykład pierwszy sezon Opowiem ci o zbrodni był w Ipli, mnóstwo odcinków naszych programów mogą oglądać w streamingu abonenci platformy Canal+ czy w Play Now. Naszego kontentu trzeba szukać właśnie w tych serwisach typu Ipla i Play Now – można tam też oglądać nasze kanały w czasie rzeczywistym w streamingu. Nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa – obecnie pracujemy nad uruchomieniem usługi VOD – Crime+Investigation Play, gdzie widzowie będą mogli w każdej chwili obejrzeć kilkaset programów, w tym wszystkie nasze polskie produkcje.
Magazyn Literacko-Kryminalnym POCISK 39/40 (2020)
powrót