Nocny gość
Cora spoglądała przez otwarte okno internatu dla studentek pielęgniarstwa na oświetloną latarniami ulicę. W wiecznie wietrznym mieście, jak zwykło się nazywać Chicago, zielone gałęzie drzew kołysały się powoli na boki, swoim szelestem oznajmiając wszystkim dokoła, że nastał cykl nowego życia. Młoda dziewczyna patrzyła na ich taniec, rozmyślając o tym, jak cudownie beztroskie potrafią być takie chwile.
Jej rozmyślania, brutalnie przerwało pukanie do drwi. Która z dziewczyn dobija się o tej godzinie? – pomyślała, patrząc na zegar wiszący na ścianie. Wskazówki pokazywały już prawie 23:00. Cora była pewna, że wszystkie jej koleżanki są w swoich pokojach.
Leniwie zwlekła się z parapetu, na którym siedziała i skierowała się w stronę drzwi wejściowych na piętro budynku. Pukanie przybierało na sile. Osoba po drugiej stronie ewidentnie była zniecierpliwiona.
Dziewczyna zdjęła łańcuch zabezpieczający zamek i przekręciła zasuwę. Nie zdążyła jeszcze złapać za klamkę, gdy ktoś ją w tym wyręczył, po czym energicznie pchnął drzwi do środka pomieszczenia.
Cora zderzyła się z nimi głową. Kłujący ból lekko ją zamroczył, ale to co po chwili zobaczyła przywróciło jej wszystkie zmysły, dodatkowo jeszcze je wyostrzając. Miała wrażenie, jakby ktoś włączył syrenę w jej głowie.
W progu mieszkania stał wysoki blondyn, ubrany cały na czarno, a w wyciągniętej dłoni trzymał pistolet wymierzony w twarz dziewczyny.
– Rusz dupę do tyłu ty tępa cipo – wycedził przez zaciśnięte zęby, robiąc jednocześnie krok do przodu. Czuć było od niego kwaśną woń alkoholu.Dziewczyna odsunęła się, potykając o własne nogi i upadła do tyłu. Nieznajomy zamknął za sobą drzwi wolną ręką, cały czas mierząc do dziewczyny z broni.
– Wstawaj! – krzyknął. Dziewczyna podniosła się powoli płacząc.
– Nie rycz, to i tak ci nie pomoże – facet zaśmiał się i spojrzał na nią z nieskrywaną nienawiścią. Cora nie kryła swojego przerażenia.
– Trochę się zabawimy, więc lepiej się nie rozklejał – skinął pistoletem w kierunku kolejnego pomieszczenia. Dziewczyna chwiejnym krokiem poszła przed siebie.
– A teraz powiedz, ile was tu jest, ślicznotko? – Cora poczuła jak jego palce wbijają się jej w skórę, gdy chwyciła ją za ramię. Miał bardzo silny uścisk. Była sparaliżowana, nie próbowała się wyrywać ale mężczyzna pomimo tego, nie poluzował chwytu, ciągnąc ją przez hol..
Senny koszmar
Merlita nerwowo wierciła się w swoim łóżku, po czym nagle otworzyła oczy. Na czole miała krople potu. Dysząc rytmicznie otarła je ręką i podniosła się do pozycji siedzącej. Wiedziała, że miała jakiś koszmarny sen, ale nie była w stanie przypomnieć sobie, co dokładnie się jej śniło. Spojrzała na szafkę nocną stojącą obok łóżka i wyciągnęła rękę po znajdującą się na blacie szklankę z wodą.
Łapczywie spijała łyk po łyku, ale w tę gorącą, lipcową noc woda zdążyła się już nagrzać. Napój nie przyniósł jej ukojenia, którego szukała więc postanowiła udać się do kuchni w poszukiwaniu czegoś zimnego do picia.
Czuła się rozpalona i jako świeżo upieczona studentka pielęgniarstwa doskonale wiedziała co to oznacza. Grypa, pomyślała i westchnęła poirytowana. Nie ma to jak być chorą, w gorące lato, w domu, który nagrzewa się jak piekarnik – „pocieszyła się" w myślach.
Nagle jej uwagę przykuł dźwięk dobiegający z zza drzwi jej pokoju, który dzieliła z Corą, koleżanką ze studiów. Razem z jeszcze siedmioma dziewczynami mieszkała w internacie dla studentek pielęgniarstwa, przy 2319 E. 100th St. Wszystkie spały na piętrze budynku, którego góra była zaadaptowana na sypialnie.
Merlita nie była amerykanką. Dorastała na wyspie Mindoro, na Filipinach. Była na tyle zdolna w szkole średniej, że przyjęto ją na program pielęgniarski na Uniwersytecie Arellano, w Manili. Wiosną 1966 roku razem z innymi studentkami pielęgniarstwa przyleciała do Chicago, jako uczestniczka programu wymiany studenckiej. To było spełnienie jej marzeń, w końcu mogła zobaczyć „wielki świat", który do tej pory oglądała jedynie w telewizorze znajdującym się w świetlicy kampusu uniwersytety w Manili.
Teraz w South Chicago Community Hospital zarabiała 350 dolarów miesięcznie. Większość z tych zarobionych pieniędzy wysyłała na Filipiny, do swojej licznej rodziny. Przed rozpoczęciem studiów pomogła wychować, aż ośmioro młodszego rodzeństwa.
Merlita rozejrzała się po pokoju i ze zdenerwowaniem stwierdziła, że jest w nim sama. Cory nigdzie nie było, a góra ich dwupiętrowego łóżka była pusta.
Nagle zza drzwi pokoju otworzyły się z trzaskiem i Merlita zobaczyła w progu mężczyznę z nożem w ręku. Z ostrza ściekała krew.
Dziewczyna nie zdążyła nawet krzyknąć, gdy nieznajomy zwinnym ruchem doskoczył do niej i pchnął ją nożem prosto w brzuch. Palący ból przeszył jej wnętrzności, gdy poczuła jak ostrze zagłębia się w jej wnętrzu.
Merlita otworzyła szeroko oczy i zorientowała się, że dalej leży pod kołdrą. To tylko pieprzony koszmar – uspokoiła się i podniosła z łóżka. Merlita zawołała koleżankę, ale nikt jej nie odpowiedział.
Zimny dreszcz przebiegł jej przez plecy, pomimo iż w pomieszczeniu było nieznośnie gorąco. Dziewczyna znowu poczuła jak ogarnia ją przerażenie i uszczypnęła się w ramię, żeby upewnić się, że tym razem faktycznie nie śpi.
Poczuła dotkliwe ukłucie paznokci na skórze ale nic poza tym się nie stało. Tym razem była pewna, że jest przytomna. Niespodziewanie usłyszała hałas dobiegający z holu, podeszła więc do drzwi i otworzyła je drżącą ręką. Miała nieznośne uczucie déjà vu.
Gdy drzwi rozwarły się na oścież zobaczyła w holu nieznanego mężczyznę, trzymającego Corę za ramię. Merlita otworzyła szeroko oczy, ale tym razem to nie był sen...
Cały artykuł przeczytacie w Magazynie Literacko-Kryminalnym POCISK 47/48 (2020)
powrót