Adam Podlewski: Czy lubi Pan góry, miejsce akcji W zmowie z mordercą?
Bartłomiej Kowaliński: Kocham góry. Od zawsze. Kocham, bo dają mi wolność i przestrzeń, której bardzo w życiu potrzebuję.
AP: Dlaczego napisał Pan intrygę prowadzoną z perspektywy dziennikarza? Czy historia, formalnie rzecz biorąc, amatora jest ciekawsza, niż zawodowców – policjantów, psychologów, śledczych?
BK: Przede wszystkim wynika to z faktu jaką osobą jestem. Rzetelną i skrupulatną. W mojej więc opinii historia prowadzona przez zawodowców musiałaby być w 100% zgodna z prawdą, zgodna z odpowiednimi obowiązującymi procedurami, poparta paragrafami, których... jeszcze tak naprawdę nie znam. Wybór dziennikarza jako śledczego był więc celowy. Dał mi ten margines błędu na działanie nieco na własną rękę, a nie kierowanie się standardowymi etapami jak to w profesjonalnych śledztwach bywa.
AP: Co sądzi Pan o kondycji dziennikarstwa śledczego w Polsce? Czy mamy wielu dziennikarzy równie dociekliwych, co Paweł Wolski?
BK: Uważam, że poziom dziennikarstwa śledczego w Polsce stoi na naprawdę wysokim poziomie. Czytałem o wielu „aferach", które ujrzały światło dzienne tylko i wyłącznie dzięki ciężkiej pracy dziennikarzy. Czasami nie liczy się to, czy dojdą do prawdy, lecz to, czy odpowiednia zmobilizują służby, które tej prawdy dociekać powinny. Często jest tak, że policja rozkłada ręce, ale jeden dziennikarz kręcący się wokół danej sprawy na tyle ich mobilizuje swoją „upierdliwością", że w końcu sprawa rusza z miejsca. Jako, że jestem z Krakowa mogę przytoczyć przykład reportażu Szymona Jadczaka o Wiśle Kraków. Dało się coś z tym zrobić? Dało, ale dopiero, gdy do akcji wkroczył dziennikarz.
AP: Czy pańska powieść jest zainspirowana w jakimkolwiek stopniu prawdziwymi wydarzeniami?
BK: Ta powieść jest w 90% zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami, ludźmi i miejscami, które są w niej opisane. Mój krótki biogram przybliżyłby nieco sprawę. Zawodowo zajmuję się doradztwem kredytowym. W dużym stopniu praca ta polega na budowaniu zaufania między mną, a klientem, a to nic innego jak długie rozmowy o wszystkim i o niczym. Tak się zaczęło. Rozmowy jakie odbyłem i miejsca, w których
byłem stały się inspiracją do napisania książki. Jedynie wątek morderstwa jest absolutnie fikcyjny.
AP: W zmowie... to pański debiut powieściowy. Jaką rolę odgrywa w Pana życiu pisanie?
BK: Pisanie w moim wydaniu to nic innego jak utrwalanie tego co już było. Te wszystkie przygody i wspomnienia mimo, że istnieją w mojej głowie, to i tak zawsze chciałem je mieć również spisane w formie krótkich opowiadań. Każde takie ciekawe spotkanie z klientem, lub inspirującą przygodę najzwyczajniej w świecie opisywałem, tworząc krótką, aczkolwiek ciekawą historię dla samego siebie.
AP: Jak Pan pisze? Czy jest Pan, aby użyć określenia George'a R. R. Martina, pisarzem-architektem, planującym każdą intrygę przed napisaniem pierwszego zdania, czy pisarzem-ogrodnikiem, hodującym swoje opowieści jak dziki ogród?
BK: Na chwilę obecną określiłbym siebie jako pisarza – architekta, ale... już po tej książce wiem, że to się zmieni. W zmowie z mordercą to przemyślana fabuła w zasadzie od samego początku aż do końca. Wszyscy bohaterowi już zanim pisałem mieli swoje odpowiednie miejsce w książce no i... to mi się czasami trochę nie podobało. Uważam, że w książce musi być też miejsce na nowe, na to czego autor nie przewidzi zaczynając pisać. Dla mnie pisanie to przede wszystkim używanie wyobraźni, a nad nią ciężko zapanować, raz podpowiada mi takie rozwiązania, a czasem zupełnie inne, równie ciekawe, jak nie ciekawsze...
AP: Jak pandemia wpłynęła na Pana – jako człowieka, pisarza i czytelnika? Czy okres przymusowej izolacji to ciężka próba, czy, poza niewątpliwymi uciążliwościami, pretekst do nadrobienia od dawna zaległych lektur?
BK: Niestety, ale to najgorszy okres w moim życiu. Wiele rzeczy we mnie wygasło. Chociażby fakt, że zostałem odcięty od podróży, które tak kocham już sam w sobie był dołujący, a jak dorzucić do tego ogromny spadek obrotów w firmie to już w ogóle człowiek myślami jest zupełnie gdzie indziej. To ciężki okres, ale i w nim próbuję się jakoś odnaleźć.
AP: Czy zdradzi Pan swoje najważniejsze inspiracje książkowe i filmowe?
BK: Jest to ciężkie pytanie z racji tego, że... mam ogromne braki tu i tu. Moje życie to rodzina, firma i hobby czyli sport. Te wieczory, gdy jest szansa zasiąść przed telewizorem, lub z lekturą ja jestem albo na piłce z kolegami, albo biegam, albo... piszę.
AP: Czy z Pawłem Wolskim się jeszcze spotkamy? A może ma Pan inne plany pisarskie?
BK: Paweł Wolski był i będzie dla mnie kimś wyjątkowym. Do czasu pierwszych recenzji w ogóle o tym nie myślałem, by znów pokazać go światu. Widzę jednak, że ta jego specyficzna natura przypadła czytelnikom do gustu i coraz bardziej rozważam za i przeciw. Na pewno jednak nie pojawi się w następnej książce, w niej bowiem czytelnicy poznają... Sebastiana. Szczegóły wkrótce. Zawsze powtarzałem swoim klientom „Proszę się nie obawiać, ja nie zniknę". To samo powiem więc teraz: Drodzy czytelnicy nie obawiajcie się, ja nie zniknę (śmiech).
AP: Dziękuję za rozmowę!
Magazyn Literacko-Kryminalny POCISK 47/48 (2020)
powrót