Adam Podlewski: Skąd wzięło się w Tobie zainteresowanie turniejem w Lwówku Śląskim?
Łukasz Malinowski: Rogatą duszę napisałem trochę w kontrze do mojego Piastowskiego wahadła, które traktowało o życiu Bolesława Wstydliwego. Tym razem chciałem napisać bardzo intensywną powieść, rozgrywającą się w krótkim przedziale czasu, traktującą o mrocznych aspektach ludzkiej duszy i najlepiej z wątkami osnutymi wokół jakiegoś wydarzenia, które w literaturze nie zostało jeszcze przez nikogo wykorzystane. Padło na pierwszy polski turniej rycerski, który zrządzeniem dziejów odbył się właśnie we Lwówku Śląskim w 1243 r.
A.P.: Czy świat rycerzy był aż tak mroczny i tak odmienny od pięknej poezji i ikonografii, z którą kojarzą się nam średniowieczne turnieje?
Ł.M.: Tak, choć skali tych różnic nie sposób wskazać. Podszyta mocnym dydaktyzmem kultura średniowieczna z natury swej rzeczy nie miała wiele wspólnego z realizmem i tworzyła wyidealizowany obraz społeczeństwa. Poezja dworska i słynne chansons de geste powstawały na zamówienie dworów królewskich, były pełne mitycznych i legendarnych odniesień i budowały na poły fantastyczny świat, który miał być odbiciem Królestwa Niebieskiego. Władca pełnił tutaj rolę reprezentanta Chrystusa, a rycerze wcielali się w apostołów głoszących wolę królewską wiernym poddanym, szczęśliwym z samego faktu obcowania z majestatem władzy świeckiej bądź boskiej. Historyk, który dałby się uwieść temu obrazowi, popełniłby straszliwy błąd. Proza średniowiecznego życia to przecież również fanatyzm religijny, pogromy heretyków, wojny, pasma głodu, zarazy i nieustanna obecność śmierci.
A.P.: Jak trudnym wyzwaniem jest opowiedzenie historii z punktu widzenia bohaterów, których umysłowość, wrażliwość religijna, rozumienie prawa i system wartości są tak odmienne od dzisiejszego?
Ł.M.: To bardzo trudne, lecz w tym leży cała zabawa. Nie lubię powieści kostiumowych, które przedstawiają współczesne postacie w pseudohistorycznych czasach. Dla mnie powieść historyczna musi mocno nawiązywać do opisywanej epoki, a jej bohaterowie powinni w jakiś sposób korespondować z postaciami opisywanymi w źródłach. Nie da się, co prawda, w pełni oddać mentalności ówczesnych ludzi, ale można szukać tu pewnych płaszczyzn porozumienia. Podam tu przykład mojego kryminału. Sposób myślenia współczesnego czytelnika domaga się w tego rodzaju zagadkowej historii jakiegoś protagonisty – detektywa i w odpowiedzi na tę potrzebę głównym bohaterem Rogatej duszy jest podkomorzy, który prowadzi „śledztwo", podobnie jak w innych powieściach gatunkowych, ale jednak w zgodzie ze średniowiecznymi realiami.
A.P.: Gdzie leży rozsądna granica pomiędzy atrakcyjną dla czytelnika stylizacją języka, a realizmem w pisaniu dialogów trzynastowiecznych bohaterów?
Ł.M.: Dla mnie taką granicą jest zrozumienie dialogu, który jako autor podejmuję z odbiorcami. Czytelnicy Rogatej duszy sami będą tu więc musieli rozstrzygnąć, w jakim stopniu mi się to udało. Wychodzę z założenia, że język to najważniejszy nośnik kultury i mentalności danej społeczności, więc pisząc powieść zawsze staram się ją zbudować również wokół języka nawiązującego do opisywanej epoki. Stąd liczne u mnie łacińskie terminy, czy pojęcia zaczerpnięte ze staropolskiego czy niemczyzny. W większym stopniu stylizuję też dialogi, aby tym mocniej oddać odmienność swoich bohaterów od postaci współczesnych.
A.P.: Czy miałbyś o czym porozmawiać z bohaterami swoich opowieści, zwłaszcza Raszkiem Drzemlikiem?
Ł.M.: Tak. Trenuję historyczną szermierkę mieczem długim zgodną ze średniowiecznymi traktatami, więc podpytałbym trochę o niektóre techniki. Z Bolesławem Rogatką chętnie pomówiłbym za to o władzy i o tym, że nie warto do niej dążyć za wszelką cenę. No i piwa z Surianem bym się napił. Z pieśniarzami i trubadurami zawsze mi się dobrze gada.
A.P.: Dla kogo napisałeś Rogatą duszę? Dla znawców średniowiecza czy laików, którzy o epoce rozbicia dzielnicowego wiedzą tyle, co zapamiętali z lekcji historii?
Ł.M.: Dla wszystkich. Staram się konstruować powieści wielowarstwowo, tak aby i mediewiści mieli radość z odczytywania różnych odniesień kulturowych, ale równocześnie każdy czytelnik mógł swobodnie śledzić główny wątek opowieści. W Rogatej duszy „próg wejścia" jest zresztą dosyć niski, albowiem choć akcja jest intensywna, to toczy się bardzo linearnie, krok po kroku, z dużą też dbałością o warstwę obyczajową, która pomaga zrozumieć bohaterów i czasy, w jakich przyszło im żyć.
A.P.: Czy Łukasz Malinowski – pisarz i Łukasz Malinowski – historyk żyją ze sobą zgodnie, czy też obaj kłócą się i wciąż szukają niełatwych kompromisów?
Ł.M.: Panuje tutaj pełna zgoda, bo mianownikiem wspólnym całej mojej twórczości jest właśnie historia. Opowiadam ją tylko przy użyciu różnych środków wyrazu. W muzeum zresztą też to robię. Tworząc jakąś wystawę narracyjną, oprócz słów używam po prostu zdjęć, filmu, dźwięków i eksponatów.
A.P.: Czy Imię Róży Umberto Eco stanowiło dla Ciebie jakiś punkt odniesienia w pisaniu średniowiecznego kryminału?
Ł.M.: To jedna z książek, która ukształtowała mnie czytelniczo. Zawsze też imponowało mi, że Umberto Eco potrafił łączyć pracę akademicką z pisaniem rzetelnych powieści historycznych. Na mnie, jako autora, ma jednak znikomy wpływ. O wiele bliższy jest mi w tym momencie Orhan Pamuk i jego historyczny kryminał Nazywam się czerwień. To chyba moja ulubiona powieść.
A.P.: Nad czym pracujesz obecnie?
Ł.M.: Nad wychowaniem moich dzieci, zawodowo zaś nad nowymi wystawami muzealnymi, a pisarsko nad thrillerem historycznym rozgrywającym się w Krakowie u progu XIV wieku.
A.P.: Dziękuję za rozmowę!
powrót