Początek lutego, 1922
Wśród tej zbieraniny trzy sylwetki szły przed siebie, zwarte ze sobą, próbując się wzajemnie ogrzać. Starsza kobieta o żółto sinej twarzy, przypominającej maskę z wyżłobionymi otworami na oczy i usta, trzymała pod rękę młodą, ładną dziewczynę o bardzo dziewczęcych rysach. Spod chusty dziewczyny, ciasno zawiązanej na jej włosach, wysuwał się gruby warkocz blond włosów. Z jej lewej strony szedł postawny, wąsaty mężczyzna, znacznie górujący nad obiema kobietami. Cała trojka udała się w kierunku ścieżki prowadzącej przez znajdujący się przy torach las.
Szli ścieżką kilka minut a pod ich butami skrzypiał sypki niczym piasek śnieg. Kobiety pochylone do przodu, usiłowały schować pomiędzy ramionami swoje głowy przed tnącym skórę zimowym powietrzem. Mężczyzna jednak cały czas był wyprostowany i nie zważając na te pogodowe mankamenty, rozglądał się czujnie na boki. Przyglądając mu się z boku można było odnieść wrażenie, że szuka kogoś w leśnej gęstwieni, która roztaczała się po obu stronach wąskiej ścieżki.
Nagle, zupełnie niespodziewanie chwycił dziewczynę za szyję, obejmując ją swoich prawym ramieniem, po czym pociągnął ją na bok ścieżki. Dziewczyna rozwarła oczy z przerażenia i poczuła jak łzy raptownie napłynęły jej do oczu, na skutek dotkliwego bólu przeszywającego jej krtań.
Gdyby tylko mogła krzyknęłaby, ale powietrze wydobywające się z jej płuc utknęło w tchawicy na skutek ucisku, przez co wydała z siebie jedynie rzężący świst. Kobieta po jej prawej stronie chwyciła ją za ręce i razem z mężczyzną zaczęła wciągać do lasu.
Dziewczyna próbowała walczyć, ale jej opór był daremny. Cała trójka zeszła już ze ścieżki, znikając w gęstwinie drzew i krzaków pokrytych śniegiem. Szalejący wokoło wiatr wzmógł się jeszcze na sile, w połączeniu ze śniegiem tworząc prawdziwą zamieć. Roztaczająca się biel wchłonęła majaczące w niej sylwetki jakby przenosząc je do alternatywnej rzeczywistości, a ostatnim widocznym śladem ich obecności były dłonie rozpaczliwie wyciągnięte w poszukiwaniu jakiejkolwiek pomocy.
Mężczyźni w mundurach nerwowo krzątali się w gęstwienie lasu. Na śniegu pokrywającym leśne podłoże leżały sine zwłoki kobiety. Były już częściowo oczyszczone z wierzchniej warstwy mroźnego puchu. Na nogach nie miała butów, nigdzie nie było widać również jakiegokolwiek okrycia głowy. Mężczyzna w szarym płaszczu kucał przy głowie denatki, spoglądając w jej otwarte, martwe oczy, przypominające trochę te u lalki. Jej usta były rozwarte w niemym przerażeniu. Na policzku wyraźnie były widoczne ślady zakrzepłej krwi, która pokrywała również śnieg w sąsiedztwie jej szyi. Przypominała gęstą farbę, wylaną przez niezdarnego malarza na nie zaimpregnowane płótno. Krew pokrywała też całe ubranie zamordowanej. Wzrok mężczyzny spoczął na szerokiej na dwa palce szczelinie widocznej w szyi ofiary.
– To ona musiała być źródłem tego bałaganu. – Mężczyzna kucający przy zwłokach wskazał ręką ranę na gardle. Podnosząc się i strzepując śnieg z kolan, spojrzał na swojego towarzysza stojącego za jego plecami.
– Mundurowi sprawdzili jej kieszenie – odrzekł do niego ten stojący z tyłu. Miał wywinięte czarne wąsy i był postawnej, pełnej postury. Czarny płaszcz opinał się na jego pokaźnym brzuchu.
– I coś znaleźli?
– Nic. Były puste. Sprawca zabrał ich zawartość.Buty też, a nawet jej chustę albo czapkę. – „Wąsacz" drapał się po brodzie w zamyśleniu.
– To bydle najpierw ją zgwałciło a potem zarżnęło. – Mężczyzna w szarym płaszczu wskazał wąsaczowi obnażone krocze martwej dziewczyny. Jej sukienka była podwinięta a uda nienaturalnie szeroko rozłożone. Były na nich ślady zadrapań.
– A wiesz co jest najgorsze? – powiedział i spojrzał na wąsacza – moim zdaniem ona nie będzie jedyna.
20 Luty
Peron był pełen ludzi. Przez łukowate okna przylegające do sklepienia hali dworca wpadały promienie słońca. Z powodu brudnych szyb i unoszącego się w powietrzu kurzu, ich złoty kolor przybierał szaro- biały odcień. W jego świetle twarze ludzi zgromadzonych w kolejce do kasy przybierały ziemisty kolor. Podróżni z każdego zakątka Europy, przybywający do Warszawy w poszukiwaniu pracy, lub robiący w tym miejscu przystanek w dalszej podróży do lepszego życia. W tym dniu odbywała się nieoficjalna giełda dla szukających zatrudnienia.
Pomiędzy stłoczonymi ludźmi przechadzała się starsza kobieta. Ze swoją pociągłą twarzą przypominała sępa krążącego nad pustynią w poszukiwaniu świeżego truchła. Jej ciemne oczy osadzone nad podkrążonymi oczami czujnie penetrowały otoczenie w poszukiwaniu bliżej nie określonego celu.
Nagle jej wzrok zatrzymał się na parze dziewcząt stojących i rozmawiających pod ścianą dworca. Polowanie zakończyło się sukcesem...
Cały artykuł przeczytacie w Magazynie Literacko-Kryminalnym POCISK 41/42 (2020)
powrót