Sen o wolności
Znów to czuję, wiem, że to już ten czas. Jakby coś głodnego w moim wnętrzu domagało się posiłku. Uważam, że każdy z nas nosi w sobie dzikie zwierzę, które trzeba okiełznać. Bestię tę trzeba nakarmić albo będzie tak głodna, że pożre cię od środka. Moja znowu przypomina mi, że nastała pora karmienia...
Gdy śpię, oczyma wyobraźni widzę, jak przemierzam bezkresne drogi tego pięknego kraju. Czuje się wtedy tak bardzo wolny. Chwilami wydaje mi się, że na całym świecie jestem tylko ja, mój samochód, migające za oknem widoki i czarna wstęga asfaltu, wijąca się przede mną bez końca.
W trasie zawsze czuję się jak Pan tego świata. Jakby ta bezkresna przestrzeń należała tylko do mnie, razem ze wszystkim, co się na niej znajduje. Gdy przepełnia mnie to poczucie bezkresnej MOCY wiem, że to, co spotkam na swej drodze, jest darem dla MNIE i mogę zrobić z tym, co tylko zechcę. To ja decyduję, czy ktoś będzie żył, czy też nie...
Wspomnienia
Pamiętam tę dziewczynę i jej chłopaka, których spotkałem w grudniu. Mówili z niemieckim akcentem. Byli jak spóźniony prezent na gwiazdkę. Wziąłem ich z drogi, gdy łapali stopa. To było takie proste, sami pchali mi się do samochodu. Wiedziałem, że tak musiało być, byli mi przeznaczeni, tak jak antylopa jest przeznaczona na posiłek dla lwa.
Chwilę z nimi pogadałem. Lubiłem rozmawiać z nieznajomymi. Często zabierałem autostopowiczów i ucinałem sobie w trasie pogawędki. Chyba budziłem ich zaufanie. W sumie to przyjazny ze mnie gość. W tamtym dniu wiedziałem jednak, że do głosu dochodzi to, co obudziło się we mnie już wiele lat temu. Zwierzę, które żąda krwi.
Zatrzymałem samochód na poboczu. Powiedziałem im, że chcę wziąć parę kaset z bagażnika, żeby puścić je w radiu. Gdy sięgnąłem pod fotel i wyjąłem pistolet, byli tacy zdumieni. Zupełnie jakby to, co się działo i co miało stać się ich udziałem było tylko głupim żartem. Powiedziałem im, że to zwykły napad i jeśli będą robić to, co im każę, wszystko będzie w porządku.
Wyjąłem ze schowka sznur i kazałem im wyjść z samochodu. Dziewczynie poleciłem związać jej faceta. Powiedziałem, że jeśli będą próbować uciec, to ich zastrzelę. Dziewczyna posłusznie wykonała moje polecenia. Była uległa, tak jak lubię. Gdy facet był już związany, wziąłem z bagażnika zestaw schowany w torbie, który przygotowałem na tego typu okazje, i poszedłem z nimi w głąb lasu rozciągającego się na poboczu.
Kiedy upewniłem się, że jesteśmy sami i nikt nie przeszkodzi nam się zabawić, wyjąłem z torby zrobioną przez siebie uprząż i założyłem jej na głowę, szyję i ramiona.
Upewniłem się, że rzemień dokładnie oplecie jej kark. Drugi pasek wepchnąłem jej w usta i zapiąłem z tyłu głowy, dociskając mocno. Z tyłu, do obu stron uprzęży przywiązałem sznur, który poprowadziłem wzdłuż jej pleców. Sznurem skrępowałem jej dłonie w nadgarstkach, a potem przedramiona i ramiona oplotłem jeszcze jednym pasem. Stała tak związana i wyła, głośno sapiąc. Po jej policzkach ciekły łzy. Była taka bezbronna. Była moją własnością, a jej facet nie mógł nic na to poradzić. Tylko patrzył, krzyczał i błagał, żebym nic jej nie robił. Co za ciota! Gdybym miał więcej czasu, pokazałbym mu, tak jak mój ociec mi pokazał, co to znaczy być mężczyzną, a nie żałosną cipą.
Chłopak był chudzielcem, nawet gdybym nie miał broni, i tak nie miałby ze mną żadnych szans. Dbam o to, aby być w formie i codziennie ćwiczę ze sztangą, którą sam zrobiłem. Facet musi być silny, musi umieć obronić siebie i swoich bliskich. Jeśli tego nie potrafi, zasługuje na swój los.
Prawdziwy mężczyzna musi wiedzieć, co to znaczy dyscyplina. Mój stary to wiedział. Przypominał mi to za każdym razem, gdy bił mnie tym, co miał akurat pod ręką, np. deską. Ojciec nauczył mnie jak być twardym, jak mieć kontrolę. Posiadanie broni i tężyzna fizyczna to jest to, co odróżnia prawdziwego mężczyznę od chłopca. To taka sama różnica, jak między myśliwym a zwierzyną.
Patrząc na płaczącą dziewczynę, poczułem, jak krew napływa mi do skroni. Podnieciłem się jej widokiem.
Polowanie
Gdy już była związana, kazałem obojgu odwrócić się do mnie tyłem. Podszedłem do niej spokojnie, wyszeptałem do ucha: „uciekaj" i w tym samym momencie strzeliłem w głowę jej chłopaka. Ten padł na ziemię, a ja szybko podszedłem do niego, przykucnąłem nad ciałem i strzeliłem mu w głowę jeszcze dwa lub trzy razy, tak dla pewności. Dziewczyna stała jak wryta, z szeroko otwartymi oczami, wyjąc jak ranny kojot. Spojrzałem na nią, uśmiechnąłem się i wycelowałem pistolet. „Uciekaj" powtórzyłem bardziej stanowczo.
Dałem jej trochę czasu. Biegła na oślep, słyszałem, jak krzaki szeleszczą, obijając się o jej nogi. Gdy minęło kilka minut, wziąłem swoją torbę i ruszyłem jej śladem.
To nie trwało długo. Znalazłem ją leżącą na drodze. Wywróciła się i skręciła kostkę. Związane ręce nie pozwalały jej się podnieść. Pewnie próbowała, ale musiała znowu upaść. Chociaż twarz zalała jej krew, po tym jak uderzyła się w czoło, dla mnie i tak była piękna.
Stanąłem nad nią w rozkroku i chwilę się jej przyglądałem. Słyszałem, jak płakała, i patrzyłem, jak wiła się na ziemi niczym ryba wyrzucona na brzeg. Pochyliłem się nad nią, obróciłem do siebie plecami i ściągnąłem jej dżinsy. Rozpiąłem pasek w swoich spodniach i już po chwili leżałem na niej, odbierając to, co mi się należało. W końcu dałem jej szansę na odmianę swojego losu, a jeśli z niej nie skorzystała to, znaczy, że teraz należy tylko do mnie.
Po dwóch minutach było już po wszystkim. Dziewczyna nie płakała, tylko cicho szlochała. Słyszałem, jak powietrze przedziera się mozolnie przez smarki zalegające jej w nosie. Stanąłem wyprostowany, założyłem spodnie i zapiąłem pasek. Podniosłem swoją torbę z ziemi i wyjąłem ze środka długą zaostrzoną maczetę. Złapałem ją za włosy i kazałem uklęknąć. Zrobiła to posłusznie, nie stawiając oporu. Było jej już wszystko jedno. W końcu zrozumiała, gdzie jest jej miejsce w łańcuchu pokarmowym. Była jak owca czekająca na rzeź. Uniosłem rękę z ostrzem i skupiłem wzrok na jej karku.
Gdy chwilę później trzymałem w rękach jej głowę, zdawało mi się, że na jej twarzy zastygło zdziwienie, które musiała czuć w momencie, jak ostrze wbiło się w kark. Schowałem ją do torby razem z maczetą i wróciłem do samochodu. Wiedziałem, że teraz czeka mnie jeszcze trochę pracy. Musiałem zabrać ich ciała do samochodu i przewieźć w głąb lasu Belango, tam gdzie porzuciłem poprzednią dwójkę. Zakopię ich ciała, ale głowę zabiorę ze sobą. TO będzie moja pamiątka.
Ivan Milat
Cały artykuł przeczytacie w Magazynie Literacko-Kryminalnym POCISK 39/40(2020)
powrót