Iwona Krupińska: Czy oglądałeś Więzienny romans?
Jacek Piekiełko: Tak, obejrzałem ten film, dzięki któremu o Siergieju Madujewie, bohaterze Czerwońca zrobiło się jeszcze głośniej. Więcej na temat tej produkcji piszę w powieści, ale po seansie wiedziałem już, jak nie chcę potraktować historii o radzieckim przestępcy. Nie mogę za dużo mówić na temat Więziennego romansu, aby nie psuć zabawy czytelnikom mojej powieści. Dodam tylko, że Więzienny romans to historia całkowicie zmyślona, zupełnie różniąca się od rzeczywistości, natomiast sama postać Madujewa i jego sprawki stały się po prostu kanwą dla filmowców. Jednak estetyka tego filmu oraz wybory fabularne są bardzo dalekie od mojego spojrzenia na tamte wydarzenia.
I.K.: Doberman, Ciemne siły, teraz Czerwoniec... Skąd w Tobie taka fascynacja Rosją i jej najmroczniejszą stroną?
J.P.: W przypadku Ciemnych sił wynik researchu sprawił, że musiałem osadzić tę historię w Rosji, natomiast z kolei w Dobermanie i Czerwońcu, czyli w powieściach opartych na prawdziwych wydarzeniach, to właśnie główni bohaterowie nie dali mi innego wyboru. Poza tym lubię wyzwania, lubię pracować na tekstach i to z lekturowych wyobrażeń budować własny świat. Jakiś czas temu dostałem trzy wiadomości od czytelników, którzy pytali mnie, czy podczas pisania Dobermana inspirowałem się twórczością filmową Bałabanowa. Sprawdziłem i faktycznie, Doberman ma coś z Ładunku 200, a takie skojarzenie jest dla mnie wielkim wyróżnieniem. Ale jak widzimy, pewne nawiązania są zupełnie przypadkowe, zwłaszcza że wcześniej nie oglądałem filmów tego reżysera. Podobnie z fascynacją kulturą Rosji – może to zupełnie przypadkowe, a może jeszcze nieraz będę odpowiadał na podobne pytanie?
I.K.: Dlaczego seryjni mordercy ze Wschodu nie budzą w nas takiego zainteresowania jak zbrodniarze z innych krajów? Nie sposób nie wspomnieć o Jeffreyu Dahmerze, o którym zrobiło się głośno za sprawą serialu na Netfliksie.
J.P.: Pamiętam seans Dahmera, akurat wtedy musiałem się podkurować ze względu na grypę. Połknąłem więc ten serial bardzo szybko, w ciągu dnia przy zaciągniętych żaluzjach. Jest niezwykle mroczny, znalazłem w działaniu seryjnego mordercy wiele cech wspólnych z Aleksandrem Spiesiwcewem z Dobermana. Pytanie, czy rzeczywiście nie budzą zainteresowania, bo jednak powstaje coraz więcej publikacji, a w Rosji bardzo popularne są paradokumenty o rodzimych seryjnych mordercach. Z drugiej strony, jeśli faktycznie jest tak jak piszesz, to może i dobrze? Warto zastanowić się, po co powstają tego typu utwory. Czy tylko po to, by szokować, najczęściej brutalnością i zaspokajać takie oczekiwania odbiorców? Z mojej perspektywy historia o seryjnym mordercy musi mieć coś więcej niż estetykę gore. Mam nadzieję, że właśnie przywołany wcześniej Doberman oraz teraz Czerwoniec pociągają za nieco inne struny. Świetnym dowodem na takie podejście jest true crime Przemysława Piotrowskiego La Bestia, gdzie autor opisał historię jednego z najstraszniejszych psychopatów w dziejach świata, Luisa Alfredo Garavito. Ale zrobił to w taki sposób, że krew nie wylewa się z kartek, a groza jest dobrze ukryta, potęgowana z każdym kolejnym rozdziałem i dopada czytelnika znienacka.
I.K.: Wróćmy jeszcze do Dahmera. Gdzie, Twoim zdaniem, znajduje się granica pomiędzy przestrogą a fascynacją zbrodnią i zbrodniarzem?
J.P.: Sam się nad tym nieraz zastanawiałem, a pisząc historie oparte na prawdziwych zbrodniach, zaczynasz jeszcze intensywniej zadawać sobie podobne pytania – po co opisuję wydarzenia z życia psychopaty? A może lepiej napisać o ludziach, którzy czynili dobro, a przy tym spotykali się z wieloma przeszkodami? Jednak, tak jak wspomniałem wcześniej, interesują mnie wył?cznie historie, kt?re nios? za sob? co??wi?cej ni? tylko odpowiedzi na pytania ? ile ludzi pokroi? ten zwyrol i?jak to zrobi?? W?przypadku ącznie historie, które niosą za sobą coś więcej niż tylko odpowiedzi na pytania – ile ludzi pokroił ten zwyrol i jak to zrobił? W przypadku Czerwońca zaistniałe wydarzenia okazały się dla mnie naprawdę intrygujące. Nie chcę interpretować własnej powieści, ale mam nadzieję, że czytelnicy będą usatysfakcjonowani na wielu płaszczyznach lekturowych wrażeń.
I.K.: Na kartach Czerwońca wracasz do ZSRR. Czym różni się Czerwoniec od opisywanego w Dobermanie przestępcy Aleksandra Spiesiwcewa? Jak pisało Ci się tę historię?
J.P.: W przypadku Spiesiwcewa popełniłem pewnego rodzaju wiwisekcję mordercy, przedstawiłem czynniki zewnętrzne i wewnętrzne, które mogły mieć wpływ na to, kim ten człowiek się stał. W przypadku Czerwońca i Siergieja Madujewa poznajemy postać bardziej dzięki wydarzeniom, w które się wplątał, a sama opowieść podzielona jest na dwie części – pierwsza jest bardziej sensacyjna, druga z zagadką, nieco kryminalna, ale całość mam nadzieję łączą skrajne emocje związane z głównym bohaterem oraz jego dramatyczne wydarzenia z życia. Naprawdę długo zastanawiałem się z jakiej perspektywy napisać powieść o Siergieju Madujewie i to nawet nie chodziło o następujący powód – by nie powielać struktury wypracowanej w Dobermanie. Musiałem po prostu dobrać formę, która najlepiej odzwierciedli historię ostatniego przestępcy ZSRR, a dla czytelnika będzie atrakcyjna.
I.K.: Czy wierzysz w istnienie genu zła? Czy Czerwoniec mógłby uniknąć takiego losu, czy też dzieciństwo zdeterminowało go do pewnych zachowań i nie potrafił inaczej?
J.P.: Myślę, że czytelnicy sami ocenią, co mogło zdeterminować Czerwońca do pewnych zachowań i decyzji. Na pewno między wierszami pojawią się takie pytania, starałem się, aby tak właśnie było. Gen zła może istnieć, jeśli będziemy rozumieć go jako zbiór wielu cech charakteru i doświadczeń danego człowieka wywołujący niepożądane emocje, którym bliżej do nieakceptowalnych etycznie czynów, niż postawy dobroci i miłości. Do tego dochodzą również uwarunkowania społeczne, rodzinne, a nawet topograficzne. Słyszałem kiedyś o projekcie urbanistycznym, gdzie badano miejsca, w których popełnia się najwięcej przestępstw – próbowano odpowiedzieć sobie na pytanie, czy architektura może mieć związek na przykład z dokonywaniem zbrodni? Jak więc się okazuje wiele czynników ma wpływ na to, jakąś ścieżkę życia obiera człowiek. Natomiast sam gen zła postrzegam wyłącznie symbolicznie.
I.K.: Jak prowadzisz reaserch? Czy informacje dotyczące wschodnich zbrodniarzy są ogólnodostępne?
J.P.: Wiele dostępów do rosyjskich stron internetowych po napaści na Ukrainę zostało zablokowanych, więc pomógł VPN, dzięki któremu IP wskazywało inny region. Jeśli chodzi o samą postać Madujewa, korzystałem ze źródeł cyfrowych. Używałem również programu do generowania napisów do filmów, tak aby później móc je przetłumaczyć i lepiej zrozumieć cały dokument. Jeśli chodzi o inne aspekty, takie jak życie w więzieniu i kulturę więzienną, samo miasto Leningrad, czyli późniejszy Petersburg, areszt „Krzyże", życie u schyłku ZSRR, korzystałem z artykułów naukowych, zdigitalizowanych tekstów prasowych oraz publikacji reportażowych, a także rosyjskich filmów fabularnych oraz dokumentalnych. Mam wypracowane metody researchu.
I.K.: Czytujesz historie true crime czy wolisz te fikcyjne?
J.P.: Na pewno nie należę do tak wielkich fanów true crime, którzy muszą zdobyć każdą nowość w tym gatunku, ale lubię od czasu do czasu przeczytać „coś na faktach". Zdecydowanie nie jestem orędownikiem podejścia, że jeśli coś wydarzyło się naprawdę, to ubrane w literacką formę będzie lepsze od fikcji. To tak nie działa. Wracając jednak do historii opartych na prawdziwych zdarzeniach czy postaciach, ostatnio poszperałem w genezie true crime i odkryłem nagrodzoną Pulitzerem klasykę gatunku z 1980 roku Pieśń kata Normana Mailera opowiadającą o życiu mordercy Gary'ego Gilmore'a. Znalazłem ją w antykwariacie, dwa tomy za kilka złotych. W maju natomiast przeczytałem wspomnianą La Bestię Przemysława Piotrowskiego, którą zapisuję na swojej liście najlepszych true crime, które dane było mi poznać.
I.K.: Nad czym obecnie pracujesz?
J.P.: Obecnie planuję nową powieść, a więc jestem na etapie konspektów, zbierania informacji, porównywania pomysłów, skreślania, wyrzucania do kosza notatek oraz czerpania garściami z lektury kolejnych książek. Mam wiele pomysłów, sztuką jest, aby teraz wybrać ten jeden, najlepszy. Jeśli mam być bardziej precyzyjny, oscyluję wokół kryminału, ale też szukam odpowiedniej formy do opowiedzenia danej historii. Nie może być sztampowo, najpierw muszę zaskoczyć samego siebie, aby podobne wrażenia dostarczyć czytelnikom.
Jacek Piekiełko
Laureat ogólnopolskiego konkursu na opowiadanie kryminalne w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu 2015. Autor mrocznych kryminałów Biały słoń, Wymazani, Niewidoczni, a także thrillera W złej wierze, który został świetnie przyjęty przez czytelników. Ma na swoim koncie również Dobermana – zdecydowanie najmocniejszą powieść, w której zmierzył się z gatunkiem true crime, oraz mroczny thriller – Nieskazitelna. Czerwoniec to jego najnowsza powieść, inspirowana prawdziwymi wydarzeniami.
powrót