Krzysztof Grzybowski: Witam Głos Roku 2024. W poprzednich latach też takie nagrody się zdarzały.
Filip Kosior: Dzień dobry, cześć, witam. Wiesz, te rankingi to jest wszystko takie... subiektywne, ale pewnie ma to coś wspólnego z sytuacją na rynku.
K.G.: Na początek chciałbym podpytać o kwestie techniczne. Co trzeba zrobić, żeby mieć taki głos?
F.K.: Jesteśmy w takim gronie, słucham też ciebie, więc chyba też to wiesz?
K.G.: Nie tyle co Ty.
F.K.: Nad głosem to jakoś szczególnie nie pracuję na co dzień. To jest pewnie kwestia daru, który dostałem.
K.G.: Czyli życie nie jest sprawiedliwe.
F.K.: Nie jest sprawiedliwe. Na pewno jest też tak, że głos jest ustawiony przez szkołę aktorską. To znaczy ja prawidłowo potrafię z niego korzystać dzięki narzędziom, które otrzymałem w procesie edukacji w szkole teatralnej. Będąc nastolatkiem, odkryłem, że mój głos może wydawać się na tyle atrakcyjny, że nie trzeba go sztucznie obniżać, żeby jeszcze z nim pracować w rejestrach jakichś zaskakująco basowych.
K.G.: Jak odkryłeś, że Twój głos może być interesujący?
F.K.: Byłem uczestnikiem wielu konkursów recytatorskich i tam zwracano uwagę, że lepiej się mnie słucha niezależnie od interpretacji.
K.G.: Przepraszam, pomyślałem o zupełnie innych okolicznościach, ale już może nie brnijmy...
F.K.: Nie, tak nie było. Nie odkryłem tego w żadnych towarzyskich sytuacjach damsko-męskich. Bardzo prozaiczne okoliczności przyrody.
K.G.: Według moich dociekań masz na koncie 564 audiobooki. Chciałbym to potwierdzić lub sprostować.
F.K.: Wydaje mi się, że nieco więcej. Nagrywam audiobooki już od około dziesięciu lat. Od kilku lat nagrywam ich mniej więcej osiem–dziesięć miesięcznie. Więc rocznie to jest faktycznie około stu przeczytanych książek. Myślę zatem, że w sumie jest ich ok. 800.
K.G.: Z ostatnich badań czytelnictwa wynika, że 43% Polaków przeczytało co najmniej jedną książkę w 2023 roku. Twoje roczne wyniki znacząco zawyżają te statystyki.
F.K.: Staram się przysłużyć temu, żeby czytelnictwo się rozwijało. Uważam, że audiobooki stają się coraz popularniejszą formą „czytania". I zresztą widać to już po liczbie odsłuchanych książek. Nawet wydawcy wiedzą, że książki w audiobooku czasami lepiej się sprzedają niż te papierowe. Więc ta łatwość przyswajania literatury w formie audio ten stan czytelnictwa może podnosić z roku na rok.
K.G.: Jak poczułeś się gdy pojawiła się propozycja przeczytania książki o Bondzie?
F.K.: To są takie chwile w życiu zawodowym, na które się bardzo czeka. Czuję zaszczyt i dużą odpowiedzialność za jakość tego projektu z mojej strony. Wiem, że nie można tego zrobić po łebkach, bo ludzie będą bardzo zwracali uwagę na to, jak te książki zostały przeczytane i nie można tam pominąć żadnej nazwy. Każda fraza musi wybrzmieć. Czuję się zobligowany do tego, żeby to było wykonane perfekcyjnie. Siedząc za mikrofonem wyobrażam sobie, że to ja tym Bondem jestem. Chociaż na czas czytania...
K.G.: Casino Royale to pierwszy z 14 tytułów. Cała seria, ta pierwotna napisana przez Iana Fleminga, po raz pierwszy ukaże się w Polsce w całości. Czy nie boisz się tego, że po 14 książkach z Jamesem Bondem spotka cię to, co spotkało przed laty takich aktorów jak: Gajos, Mikulski. Jeden dla wszystkich do końca życia był Klosem. Drugi dla prawie wszystkich, prawie do końca życia, był Jankiem Kosem z Czterech Pancernych. Czyli dla czytelników staniesz się lektorem Bonda.
F.K.: Bardzo życzę tego wydawnictwu, żeby tak się wydarzyło. Żeby ta powieść stała się kultowa nie tylko w formie ekranizacji, ale też w formie literackiej czy audiobookowej.
K.G.: Nie boisz się trochę konfrontacji z naszymi wyobrażeniami? W Polsce fanów Bonda, tego filmowego Bonda, jest spore grono. I oni zapewne z zainteresowaniem sięgną po pierwotną wersję przygód Bonda. No bo pamiętajmy o tym, że przecież Ian Fleming tę książkę napisał najpierw, a dopiero potem ona się stała filmem. To będzie pewnego rodzaju konfrontacja wyobrażeń.
F.K.: Z całą pewnością. Tuż po lekturze książki sięgnąłem do filmu, żeby sobie odświeżyć historię, i przekonałem się, jak filmowe wersje jednak odbiegają od literackich. Książki mają moim zdaniem ten walor, że są nieco retro.
K.G.: Ale dzieją się tu i teraz.
F.K.: Dokładnie. tutaj mamy zupełnie inną perspektywę. Takiego literackiego pozytywnego spatynowania. I wydaje mi się, że tutaj nie ma tego ryzyka, że coś nie będzie przystawało do tego, jak ktoś to widział w filmie, jak sobie to wyobrażał po obejrzeniu wersji filmowej. Bo to jest jednak zupełnie co innego. Trzeba tych walorów szukać gdzieś indziej. Odkrywać co filmowcy wzięli z tej historii. Co im się wydało na tyle uniwersalne, że można to jeszcze w 2020 którymś roku opowiedzieć. A co było wtedy interesujące? To mi się wydało niezwykle ciekawe.
K.G.: Choć postać na początku, nie mówię o Bondzie, ale o jego przeciwniku Le Chiffre pojawia się tak samo.
F.K.: Oczywiście. Vesper Lynd również jest w filmie.
K.G.: Okoliczności także są zbliżone.
F.K.: Tak. Okoliczności w dużej mierze się zgadzają. Jasne jest to, że dużo większy nacisk został położony na sprawy zimnowojenne niż w filmie z roku 2006.
Więc dużo rzeczy jest innych. Myślę, że to jest niezwykły walor tego, że te książki zostały wydane teraz. Że można sobie do nich zerknąć, można je przeczytać i wrócić do filmu, który się widziało. Dla mnie to było absolutnie fascynujące.
K.G.: Teraz pytanie o warsztat, o to, jak to wszystko powstaje, zaczynając od różnicy w czasach. Na ile fakt, iż czytasz książkę, która po pierwsze została napisana w latach pięćdziesiątych, po drugie, rozgrywa się w latach pięćdziesiątych, sprawia, że być może w trochę inny sposób używasz języka?
F.K.: Oczywiście jest też nowe tłumaczenie, które jest świetne. Więc język jest aktualny, ale ma tę nutkę retro stylu. Inny jest wzór mężczyzny z lat pięćdziesiątych, a inny wzór mężczyzny...
K.G.: Przepraszam, Bond się nie zmienia.
F.K.: Szczęśliwie w niektórych aspektach tak.
K.G.: No ale ta elegancja, kojarzona z filmem, pozostaje.
F.K.: Tak, ale tutaj jest troszkę inaczej. Uważam, że jeśli ja wyczuwam, jako lektor audiobooka, że język, który jest użyty w książce, ma dawać wrażenie właśnie takiego przeniesienia się w czasie, to staram się to wybijać.
K.G.: Czy jest to na przykład kwestia innego tempa?
F.K.: Innego tempa, innego rodzaju poczucia humoru, innego rodzaju destylowania słów przez wargi. To można na wiele sposobów rozgryźć.
K.G.: Jak w takim razie wymyślasz swoją postać? No bo oczywiście ta postać jest opisana przez autora, nieważne o której mówimy. Ale to Ty ją musisz odczytać, to Ty jej musisz nadać pewnego charakteru.
F.K.: To nie do końca tak. Bardzo opieram się na intuicji, na tym, co mi podpowie literatura, z którą obcuję. Nie jest tak, że się przygotowuję do czytania książek. Ja czytam a vista, więc idę za tym, co mi podpowiada autor. Jasne jest też to, że jak coś mi nie siedzi i słyszę, że czytałem coś w taki sposób dla mnie niezadowalający, to oczywiście cofam się i zmieniam to wszystko. Czasami nawet dłuższe fragmenty. Tak też się tutaj zdarzało, ze dwa razy. I nie obieram jakiejś taktyki. Idę za tym, co mi dają litery. Do tej pory na tym się jakoś nieszczególnie zawodzę. Wydaje mi się, że to wymyślanie na kartce, przy stole, czego można by użyć w książce, dawałoby wrażenie, moim zdaniem, sztuczności. Ja wolę dawać takie delikatne akcenty, delikatnie różnicować, niż zapisać sobie, że Bond będzie mówił jakoś tak, Le Chriffre będzie mówił jakoś inaczej.
K.G.: Ale jest chyba taka pokusa. Przynajmniej ja sobie tak to wyobrażam.
F.K.: Tak, tylko że ja wymyślam to w trakcie. Okoliczności, sytuacja, opis bohatera, w jakim on jest stanie emocjonalnym, podają mi to, jakiego głosu on używa. I też oczywiście w audiobooku nie jest tak, że różnicujemy jakoś drastycznie, bo to byłoby nie do słuchania. Szczególnie w takiej literaturze. Ale to różnicowanie, tak zwane postaciowanie, istnieje. Natomiast ja też nie potrafię z siebie wygenerować 485 głosów. Ja mam jeden głos, któremu mogę nadać jakiś charakter. I bardzo często to nie jest wymyślona barwa, tylko to jest barwa, która wynika z okoliczności danej sceny. Jeśli Bond przez to jest podenerwowany, będzie mówił inaczej niż Bond spokojny, rozgrywający partię kart.
K.G.: No dobrze, ale żeby nie było zbyt prosto. Bo rzeczywiście, jeżeli chodzi o postacie, to tu można się opierać na sytuacji, którą czytamy. Ale tak naprawdę przez te historie prowadzi nas narrator. No i pytanie brzmi, czy na przykład od początku wiesz, czy tego narratora będziesz czytał w sposób taki w 100% poważny? Czy jednak, ponieważ to jest Bond, to być może jakaś taka ironiczna nutka nawet w tym narratorze też się pojawi? Czy nie?
F.K.: No tak, tutaj oczywiście pomaga znajomość materii, w ogóle Jamesa Bonda. To znaczy, kim jest James Bond, z czym się ludziom kojarzy. I że właśnie ta powaga jest podszyta jednak dystansem. No bo gdyby te historie interpretować superserio, to prawdopodobnie zyskałaby śmieszność. Walorem tej historii jest to, że ona jest podawana lekko. I wszelkie nie do końca realistyczne sytuacje są podane z przymrużeniem oka. I to absolutnie. Narrator też tutaj tak powinien funkcjonować, jako osoba opowiadająca tę historię właśnie w ten sposób, że wiecie jak jest, to jest właśnie o takim gościu, w takiej sytuacji. Więc tak, tutaj pełna zgoda. Najważniejsza jest decyzja, w jakim nastroju opowiadamy historię. Jako nastrój traktuję również to, że to jest historia serio, ale podawana z przymrużeniem oka.
K.G.: Czytasz powieści sensacyjne, kryminały, czytasz książki dla dzieci. Widziałem również całkiem sporo tytułów fantasy. Ale masz też takie tytuły, co do których zastanawiam się, jak wtedy się układa głos i jak się je interpretuje. Na przykład były to Sztuka obsługi penisa i Sztuka obsługi waginy. No i jak tutaj dobrać głos? Jaki jest trop?
F.K.: Trop jest prosty, bo ja się po prostu tam wcielam w Andrzeja Gryżewskiego, który jest seksuologiem. Czytam to tak, jakby to czytał Andrzej.
K.G.: No to musisz być kameleonem. Rozumiem, że nie tylko w aktorstwie ta umiejętność przeistaczania się w bardzo różne role jest potrzebna.
F.K.: To polega bardziej na uruchamianiu czyjejś wyobraźni niż na dawaniu pełnego obrazu. I ja tylko daję ten trop. Czy Andrzej mówi szybko, czy wolno. Wiadomo, że nie będę wszędzie mówił tak jak Andrzej. To nie o to chodzi. Ale jakiś pakiet informacji mogę na ten temat mieć. Czy to jest bycie kameleonem? Chyba nie do końca.
K.G.: Ja myślę o tym słowie i o tym określeniu jak najbardziej pozytywnie.
F.K.: Tak, rozumiem. Ja mam tyle wskazówek, które idą po prostu z liter, z tego, co wytworzył autor, że jest to dużo łatwiejsze niż w literaturze dramatycznej, gdzie już mamy włącznie kwestie bohaterów, jakieś czasami skąpe, czasami bardziej rozległe didaskalia. I ta interpretacja w tekście dramatycznym czy w scenariuszu filmowym może być dużo dalej posunięta. Ja tutaj jednak mam pewne określone okoliczności. Nie mogę sobie podobierać nastroju sceny. Mogę oczywiście wybrać jakiś, ale on powinien być zgodny z literaturą. W teatrze jak się dostaje dramat, to możemy go zrobić, wiesz, tak i siak, i owak. No a tę książkę można przeczytać raczej wedle jednego sposobu. Lepiej, gorzej, ale jednak jak najbliżej tego, co autor miał na myśli.
K.G.: Wracając do naszego bohatera, czyli do Bonda. Chciałbym zapytać czy przeczytałeś książkę przed tym, jak pojawiłeś się w studiu i zacząłeś nagrywać, czy nie?
F.K.: Nie. Ja tego już w ogóle nie robię.
K.G.: Z marszu?
F.K.: Tak, teraz nagrywam już z marszu. Jeśli mam potrzebę, to sięgam do opisu tego, o czym książka będzie. Jeśli nie znam autora, to czytam, co autor wcześniej napisał.
K.G.: Nie korciło Cię trochę w przypadku takiego bohatera i takiego autora?
F.K.: Nie, ale to nie wynika z lenistwa, To wynika z tego, że sprawdza mi się to, że o wiele lepiej brzmią rzeczy, do których nie jestem przygotowany. Odkrywam historię ze strony na stronę razem z czytelnikiem. Nie wiem, co będzie za dwadzieścia stron. Oczywiście pamiętam mniej więcej fabułę filmu, ale jak Państwo zobaczą, tutaj jest jednak dużo różnic. Więc nie wiem, czego się spodziewać, i ta ekscytacja, która się przenosi na słuchacza, sprawia, że nie zdejmuje on słuchawek z uszu i wydłuża podróż samochodem do domu.
K.G.: Dla mnie, jako osoby, która jest po drugiej stronie, to rozróżnienie jest bardzo ciekawe, no bo wydawałoby się, że przeczytanie książki, pewna interpretacja to jest jednak zadanie w stu procentach aktorskie.
F.K.: Oczywiście jest grono lektorów, którzy bezpiecznie czują się, przygotowując sobie interpretację całej książki. Ja to bardzo szanuję. To jest wspaniała praca i świadectwo dużej pracowitości. Ale nie do końca wierzę, że to wpływa na jakość czytania. Wydaje mi się, że to przygotowanie odbiera właśnie tę ekscytację, a niewiele więcej może dać. No bo w jaki sposób możesz przygotować się do zinterpretowania trzystu stron?
K.G.: To rozumiem jak przygotowanie roli w teatrze.
F.K.: Jak przygotowanie roli w teatrze, tylko że tych ról jest dużo więcej i każde zdanie waży. Tak jakbyś grał monodram, który ma dziesięć godzin i każde zdanie ma jakąś wagę. Trzeba też wziąć pod uwagę, że proza jest czymś innym niż dramat. W dramacie mamy jakąś kondensację. W prozie jest dużo fragmentów, które są nieistotne, są służebne wobec czegoś. Więc inna jest waga każdego zdania w prozie, inna w dramacie. Wydaje mi się, że to przygotowanie służy bezpieczeństwu, poczuciu pewności siebie, która jest chyba najbardziej potrzebna przed mikrofonem w interpretacji a vista. Po prostu trzeba być pewnym podjętego wyboru. Czyli jeśli Bond ma brzmieć tak, to my wiemy, że on ma tak brzmieć. Ale jeśli podejmiemy ten wybór, to musimy być przekonani do jego słuszności w stu procentach i nie wahać się i nie zmieniać za pół strony, że może jednak inaczej spróbujmy.
K.G.: A zdarzają Ci się takie sytuacje, że po przeczytaniu jakiejś części książki, niech to będzie 10 stron, 20, a być może jeden rozdział, mówisz: nie, zaraz, zaczynamy od początku i jednak ten głos się zmienia.
F.K.: Jasne, że tak. Rzadko to są tak długie fragmenty, bo jednak szybciej słyszę, że to nie jest ten ton, że to nie jest ta barwa głosu i że to nie jest to tempo podania sceny, że charakter bohaterów różni się, bo zaraz odkrywamy jakiś fakt z ich życia, który wskazuje na inne nastawienie do interlokutora na przykład. Więc tak, zdarza mi się powtarzać fragmenty. Rzadko są to tak długie fragmenty, bo udaje mi się to wcześniej poznać, ale absolutnie tak, to jest też element mojej pracy, żeby wiedzieć, kiedy wykasować i zrobić to powtórnie.
K.G.: Ile trwa przeczytanie? Niech to będzie James Bond, niech to będzie Casino Royale. Ile to jest pracy?
F.K.: To jest około sześciu godzin gotowego materiału, czyli mojej pracy około ośmiu godzin.
K.G.: A gdybyśmy to mogli podzielić na sesje, dni robocze, nieważne jak to nazwiemy.
F.K.: To zależy. Powiedzmy, że byłbym w stanie przeczytać tę książkę w jeden dzień. To nie byłby jakiś szalony problem. To nie jest bardzo długa pozycja. Ale ja staram się trzymać jakąś higienę, więc nie nagrywam więcej niż około czterech godzin gotowego materiału dziennie.
K.G.: Jestem pełen szacunku, naprawdę. Nie wyobrażam sobie czytania tylu godzin longiem, nawet będąc absolutnym zawodowcem i mając takie doświadczenie po kilkuset tytułach.
F.K.: Bardzo cenię w sobie tę umiejętność skupienia się. Bo wydaje mi się, że to jest najtrudniejsze. Bardzo nie lubię, kiedy w pracy mi przeszkadza dzwoniący telefon, bo ktoś jeszcze czegoś ode mnie chce. Jeśli to skupienie jest, to wysiłek czytania takich 4 godzin gotowego materiału nie jest duży.
K.G.: Nie chodzi mi o rekordy i nie chcę pytać o rekordy, ale ile stron jesteś w stanie przeczytać longiem bez zatrzymania się, bez potrzeby wypicia łyka wody?
F.K.: Moja średnia jest taka, że jak widzę, że w sesji mam pomyłkę co 3 minuty średnio, to jest okej. To znaczy, że to było dobrze przeczytane i że książka też nie nastręczała mi jakichś szalonych trudności. A z rekordów to najdłużej prawie godzinę mi się udało czytać bez pomyłki.
K.G.: A jak się czytało Bonda?
F.K.: To była duża przyjemność. To, że można sobie tę frazę „Jestem Bond, James Bond" powiedzieć do mikrofonu, było bardzo przyjemne. Nawet zatrzymałem sobie ten fragment na pamiątkę...
K.G.: Jesteś fanem tego filmowego Bonda?
F.K.: Tak. Właśnie sobie uświadomiłem, że prawdopodobnie pierwszą częścią, na której byłem świadomie w kinie, to było właśnie Casino Royale. Bo to jest 2006 rok, ja jestem 92. rocznik, więc wcześniej, przypuszczam, mnie rodzice nie puszczali na Bonda do kina.
K.G.: Skoro jesteś fanem tego filmowego Bonda, powiedz, który aktor jest najlepszym Bondem?
F.K.: Wiesz co, oglądając...
K.G.: I ta odpowiedź zawsze jest ryzykowna.
F.K.: Tak, jest bardzo ryzykowna. Mnie się bardzo podoba to, w jaki sposób Daniel Craig kreował Bonda. Jest coś niesamowitego w Bondzie, że on się tak fantastycznie wpasowuje w czasy. To znaczy, że wczoraj, odpalając Seana Connery'ego, czy pamiętając Pierce'a Brosnana jeszcze sprzed lat, widać, jak ta postać się wpasowuje w czasy. Nie wyobrażam sobie, żeby odpowiednik Pierce'a Brosnana grał Jamesa Bonda w 2024 roku. Jest to niemożliwe. Musi mieć inną wrażliwość. Musi mieć inne oczy. Musi mieć inny stosunek do kobiet. On się wspaniale dopasowuje, więc na zadane pytanie odpowiedziałbym bardzo prosto. Każdy kolejny James Bond jest moim ulubionym. Prawdopodobnie.
K.G.: George Lazenby? To znaczy właśnie pytanie, czy możemy go do tej klasyki Bondowskiej zaliczyć, czy nie, bo wiem, że nawet niektórzy najbardziej zagorzali fani twierdzą, że nie.
F.K.: Może tak, chyba tak. Będę się trzymał konsekwentnych odpowiedzi. Każdy kolejny Bond jest pewnie najlepszym. To jest taka marka, że twórcy filmowi muszą tak przykładać się do wytworzenia tego produktu, że tam nie ma miejsca odpuszczenia. To musi być efektowne. To musi być dobrze skrojone. Musi być superpiosenka. Musi być superaktor i superaktorka.
K.G.: Byłem bardzo rozczarowany tym, że nowym Bondem został Daniel Craig. Teraz uważam, że był najlepszy. Nawet Sean Conner chyba spadł na drugą pozycję.
F.K.: On ma w sobie połączenie tego brutala i wrażliwości.
K.G.: To odświeżenie marki.
F.K.: Faktycznie były wielkie kontrowersje. Jak to? Blondyn, jakieś niebieskie oczy, jak on dziwnie wygląda. I jest taki wielki. Waży 100 kilo. Taki umięśniony. No ale on ma w sobie właśnie tę delikatność, której rola wymaga. A jednocześnie męskość też.
K.G.: Ale taki Daniel Craig 2 to powinna być w jakiejś mierze kontynuacja, czy jednak znowu skręcamy w trochę inną uliczkę?
F.K.: To musi być typ męskości bad guya, ale ze szlachetnym sercem. Tego serca powinno być jeszcze więcej.
K.G.: Nie chcę wchodzić w kontrowersyjne tematy, więc nie będę pytał, czy na przykład...
F.K.: Mógłby być kobietą? Oczywiście, mogłoby tak być. Ja nie widzę przeciwwskazań. Nie mam nic przeciwko.
K.G.: Ale zanim o tym, co będzie z przyszłym Bondem, powiedzmy o Bondach wcześniejszych. Czy myślałeś o tym, żeby w tej książkowej wersji, któryś z tych filmowych Bondów się jakoś w twoim głosie delikatnie pojawił.
F.K.: Myślę, że pewnie tak. Ja się trochę chyba staram, żeby to było najbliżej Daniela Craiga. Teraz zanim będę czytał książkę, obejrzę film. Na 100% będę tak robił przy kolejnych częściach.
K.G.: Pierwszy tom z całej serii jest już dostępny. Na którym etapie jesteś?
F.K.: Ja jestem po pierwszym tomie.
K.G.: Czyli drugi, trzeci to cały czas tajemnica.
F.K.: Będę odkrywał je razem z czytelnikami, słuchaczami. Troszkę wcześniej, ale bez przesady. Jestem bardzo podekscytowany tą przygodą. Mam nadzieję, że stworzy się wokół tej serii literackiej po prostu jakieś grono oddanych fanów, mam nadzieję, i słuchaczy. Ja czekam z niecierpliwością na kolejne części. I tak jak mówię, będę oglądał film, potem będę czytał, żeby troszkę nawet to ubarwiać jeszcze. Szczególnie przy tych filmach, których nie pamiętam jakoś szczególnie dobrze.
K.G.: Zawsze warto sobie przypomnieć. Ta książka nie straciła na aktualności mimo tych ładnych kilku dziesięcioleci?
F.K.: Na pewno są tam takie rzeczy, których nie sposób ominąć w tłumaczeniu, a które z dzisiejszej perspektywy nie mogłyby się pojawić w książce.
K.G.: Mówimy o politycznej poprawności?
F.K.: Tak, mówię o politycznej poprawności. Ja nie widzę nic złego w tym, że to się pojawia w książce z lat 50. I nie oczekuję od wydawnictwa, żeby dostrzegało, że bohater przejawia znamiona mizogina. Czy szowinisty. Może paść tutaj jedno czy drugie zdanie, które wypowiedziane przez mężczyznę Anno Domini 2024, z pewnością by raziło i byłoby karygodne. Tutaj jednak czytamy powieść, która jest właśnie retro. To jest świadectwo czasów i tak to było napisane i tak to zostało wydane. Po prostu.
Więc w tym sensie, jeśli pytasz o aktualność, to jasne, że troszkę straciła. No ale jeśli czytamy właśnie z tej perspektywy, że to jest książka napisana w latach 50., opowiadająca o mężczyźnie i jego przygodach w latach 50., to wciąż się to czyta bardzo dobrze.
K.G.: Czyli zachęcamy.
F.K.: Na pewno. Będę starał się uwzględnić ewentualne uwagi od Państwa. To są wybory dotyczące na przykład tego, jak coś wymawiać. No bo sam tytuł, ja go specjalnie wymawiam po francusku, ponieważ zdecydowałem, że skoro akcja powieści dzieje się we Francji, to tak należy to wymawiać.
K.G.: Czyli Royal [fonet. Ruajal], tak?
F.K.: No tak, bo wydaje mi się, że to takie bardzo szlachetne i też w stylu retro. Tak mi się ten francuski przynajmniej kojarzy, jest taki sophisticated. Natomiast, na przykład w filmie też mówią le Chiffre [fonet.: le szifre ], co jest absurdalne. No to jest le Chiffre [fonet.: le szifr ]. I ja czytam le Chiffre [fonet.: le szifr]. I będę się tego trzymał. Jaka będzie reakcja ludzi? Nie wiem, zobaczymy. Może dla kogoś to będzie zgrzyt, bo jest przyzwyczajony do wersji filmowej. A dla innych może to być z jakiegoś powodu walor.
K.G.: Czy te filmowe kalki mogą stanowić problem?
F.K.: Myślę, że tak. Postaram się te sprawy odkrywać dla siebie na nowo i podejmować decyzje w zgodzie z duchem literatury, Przy Casino Royale wahałem się, jaką decyzję podjąć, ale sprawdziłem, że istnieje słowo royale [fonet.:ruajal ] po francusku, jest tak czytane. A skoro to dzieje się we Francji, nie widzę powodu, żeby to czytać royale [fonet.: rojal].
K.G.: W filmie było prościej, bo wszystko działo się chyba w Czarnogórze, jeżeli dobrze pamiętam.
F.K.: To się dzieje gdzie indziej, mogą wymawiać po angielsku. No więc zobaczymy, ale myślę, że na przestrzeni tych 14 tomów będzie jeszcze kilka takich przeszkód i kilka moich decyzji, a konsekwencje będę musiał wziąć na klatę.
K.G.: To na koniec naszej rozmowy pytanie dotyczące wyboru formy zapoznania się z Casino Royale. Czytamy czy słuchamy? Jak wolisz poznawać nowe tytuły?
F.K.: Zdarza mi się słuchać audiobooków. Robię to rzadko, bo niewiele osób jest w stanie mnie zadowolić po prostu jako słuchacza, bo słyszę błędy, wiem, co ja bym zrobił inaczej.
K.G.: Ale to już zboczenie zawodowe.
F.K.: Tak, to jest zboczenie zawodowe absolutnie. Natomiast zdarza mi się także słuchać książek. Bardzo mało teraz, a w zasadzie w ogóle już nie czytam dla siebie, co jest dla mnie smutne. Staram się do tego wrócić.
K.G.: Brak czasu?
F.K.: Niestety, brak czasu. Ostatnią rzeczą, na którą mam ochotę po przeczytaniu 250 stron na głos, to jest sięgnięcie po książkę. Wolę raczej wybrać inne medium.
K.G.: James Bond, Casino Royal. Do czytania albo do słuchania. Słuchaczom atrakcje zapewnia Filip Kosior. Bardzo dziękuję.
F.K.: Bardzo dziękuję za rozmowę.
powrót