Adam Podlewski: Twoja najnowsza powieść Osada opisuje wydarzenia podczas tak zwanej Zimy Stulecia. Jak zainteresowałeś się przełomem roku 1978 i 1979?
Michał Śmielak: Temat zimy stulecia był mi znany, ale nigdy nie myślałem o nim w kwestii tematu na książkę. Gdy wpadł mi do głowy pomysł na Osadę potrzebowałem warunków, by odizolować od świata lokalną społeczność, postawić ją w obliczu braku jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz, zdaną tylko na siebie. Jako że akcja zaczyna się zimą (a początek miałem napisany już jakiś czas temu) to odpowiednie klocki w głowie wskoczyły na swoje miejsce i stwierdziłem, że w sumie 1978 rok to taki ostatni moment, kiedy te wydarzenia mogą mieć sens. Dziś nawet jeśli zasypie wieś na końcu Polski, to jest to pozorna izolacja i to liczona w godzinach, nie tygodniach. W dodatku mamy dostęp do Internetu, telefonia komórkowa jest powszechna, zatem trudno mówić o izolacji.
A.P.: Odizolowana śniegiem osada na głębokiej prowincji... Czy wybór miejsca na intrygę jest jakimś hołdem wobec klasycznego „kryminału zamkniętego pokoju"? A może to wspomnienie twojej fascynacji horrorami?
M.Ś.: Nie jestem fanem wspomnianej konwencji, bo nigdy nie potrafię odgadnąć prawdziwego mordercy (śmiech). Fascynację horrorami tutaj chyba trochę czuć, ale jeszcze bardziej interesuje mnie to, co może wydarzyć się w lokalnej społeczności i jak tajemnice potrafią być skrywane, jaką siłę ma zmowa milczenia. Pewną inspiracją była tak zwana zbrodnia połaniecka, która wydarzyła się niedaleko mojego miejsca zamieszkania i także tam wszystko zaczęło się podczas powrotu z pasterki. Niezmiennie nie mogę uwierzyć, że zamordowanie sąsiadów, ludzi, których zna się całe życie, może być przez resztę społeczności trzymane w tajemnicy. Ciekawym tematem jest także to, do czego dochodzi w momencie odizolowania jakiejś grupy od reszty społeczeństwa, jak sobie wtedy radzą z problemami.
A.P.: W Osadzie wracamy w okolice Wnyków, znanych z twojej powieści z roku 2021. Czy to swoiste „Śmielakeverse", starannie budowany fikcyjny świat wszystkich twoich utworów?
M.Ś.: Jeden z rozdziałów książki zatytułowany jest „Lubię wracać tam, gdzie byłem", na cześć mojej ulubionej piosenki Zbigniewa Wodeckiego. Każdy z nas odczuwa radość, gdy wraca do dobrze znanych i lubianych miejsc. Czytelnik, dla którego Osada to moja pierwsza książka, będzie poznawał te miejsca, ale gdy sięgnie po inne książki zacznie odkrywać nawiązania i poczuje się od razu jak w domu. To moje nawiązanie do gier komputerowych, której to pasji wciąż jestem wierny. Tam puszczanie oka do graczy i nawiązania popkulturowe są na porządku dziennym i wielu graczy spędza czas w grze tylko po to, aby je odkryć.
A.P.: Czy osada z powieści została zainspirowana jakimś prawdziwym miejscem?
M.Ś.: To taka klasyczna wieś z dawnych czasów, można powiedzieć, że nawet nieco średniowieczna. Położona nad rzeką, samowystarczalna, z jasną hierarchią wśród mieszkańców. Prawdziwa w żadnym wypadku nie jest, ale mocno podczas pisania kojarzyła mi się z taką klasyczną wioską z gatunku fantasy, w której grasuje potwór i nagle pojawia się bohater, by zaprowadzić porządek. Oczywiście, jego droga nie jest prosta, napotyka wiele problemów. Czyżbym stworzył fantasy we współczesnej skórze (śmiech)? To tylko pokazuje, jak uniwersalne od stuleci są historie, które opowiadamy, czyż nie? Otoczka i szczegóły się zmieniają, ale wciąż to opowieści o bohaterze, który walczy ze złem. Z tym, że u mnie nie zawsze jest to czyste zwycięstwo.
A.P.: W twoich powieściach rzadko możemy spotkać bohaterów jednoznacznych, skomponowanych tylko z bieli lub czerni. Dlaczego tak upodobałeś sobie odcienie szarości?
M.Ś.: No cóż, tacy jesteśmy. Każdy ma coś za uszami i oby to było wymuszenie pierwszeństwa na skrzyżowaniu i nieposprzątanie po swoim psie, a nie zamordowanie sąsiada. Każdy może być mordercą, ale niewielu spotyka na swojej drodze okoliczności, które do tego doprowadzają. I bardzo dobrze. Tylko jednostki są z gruntu złe. Ja uwielbiam tworzyć bohaterów i stawiać ich w okolicznościach niekomfortowych, nieraz skrajnych i obserwować, jak się zachowają. Dlaczego? Aby Czytelnik także postawił siebie w takim miejscu i zadał sobie pytanie: „a co ja bym zrobił w chwili, gdy wszyscy moi sąsiedzi przystępują do samosądu?". Ostatnio mój kolega, Przemysław Piotrowski powiedział, że literatura gatunkowa musi wzbudzać emocje. W pełni się z nim zgadzam, ja po prostu lubię je wzbudzać właśnie w ten sposób.
A.P.: Co właściwie piszesz? Klasyczne kryminały, kryminały retro, thrillery, horrory? Czy jako pisarz potrzebujesz „szufladek", jakiejś klasyfikacji gatunkowej.
M.Ś.: Opowiadam historię, a potem pytam wydawcę, co mi wyszło (śmiech). Tak naprawdę zasiadam nieraz do pisania z myślą przewodnią, że teraz to będzie pełnokrwisty kryminał, jednak rozwój akcji niejednokrotnie zmienia pierwotny zamiar. Tak naprawdę, to opowiadam historię raczej bez szufladkowania jej, mocniej zastanawiam się, jak ją opowiedzieć, aby była jak najlepsza w odbiorze i ten obraz, który mam w głowie, pasował do tego, który znajdzie się w finalnej wersji książki. Czy bardziej straszyć? A może napisać w pierwszej osobie? A może zrobimy dwa plany czasowe?
A.P.: Często w wywiadach podkreślasz swoje dobre relacje z czytelnikami. Czy korzystasz z ich pomocy w przygotowaniu do pisania? Może wykorzystujesz podsunięte przez nich pomysły.
M.Ś.: Mam kilku konsultantów wśród czytelników, lekarzy, weterynarzy, strażaków, policjantów, osobę z prokuratury, sami oferują pomoc i ją wykorzystuję (śmiech). Co do pomysłów, to Gleba powstała po temacie podrzuconym przez kolegę ze Stalowej Woli (bezdomność), miejsce zbrodni także pochodzi od Czytelniczki. Co do ich opinii o moim pisaniu, to stoję w stanowisku, że to ja odpowiadam od początku do końca za książkę i nie sugeruję się tym, co powinno w niej być.
A.P.: Wybierz, proszę, pięć książek, które Twoi czytelnicy powinni zabrać, jeśli mieliby spędzić dziesięć dni w odciętej od świata wiosce?
M.Ś.: To może na przekór ani jednego kryminału? Kult Łukasza Orbitowskiego. Jeśli zima i odosobnienie to Coś Johna W. Campbella. Mapa czasu Felixa J. Palmy. I dwa reportaże o górach i zimie: Bieszczady w PRL-u Krzysztofa Potaczały oraz TOPR. Żeby inni mogli przeżyć Beaty Sabały-Zielińskiej.
A.P.: Nad czym pracujesz obecnie?
M.Ś.: Tutaj autor przybiera tajemniczą minę i znacząco przewraca oczami (śmiech). Zdradzić mogę, że pracuję nad thrillerem osadzonym w górach, który powinien ukazać się wiosną w wydawnictwie Skarpa Warszawska.
A.P.: Dziękuję za rozmowę!
Michał Śmielak - mieszka w Sandomierzu, polskiej stolicy zbrodni, zatem rozwiązywanie zagadek kryminalnych ma we krwi.
Czytelnikom przedstawił się w 2021 roku świetnie przyjętym kryminałem pt. Znachor. Od tamtej pory eksploruje literacko kolejne wymiary związane ze zbrodnią i karą, co zaowocowało wydaniem już pięciu powieści. Wszystkie trafiły na listy bestsellerów, co pozwala mu spełniać największe marzenie z dzieciństwa: być pisarzem i oddawać w ręce Czytelników kolejne historie.
Zaczynając pisać jakąkolwiek nową książkę, szybko wypełnia ją trupami niezależnie od początkowego założenia, stąd Czytelnik może spodziewać się w przyszłości głównie thrillerów i kryminałów. Jego książki cechuje nawiązanie do historii, wierzeń i legend oraz humor łagodzący brutalność kryminalnej opowieści. Niezmiennie twierdzi, że w pisaniu najważniejsze to dobrze opowiedzieć historię.
Prywatnie fan rekonstrukcji historycznej, szwendania się po górach, ciężkiej muzyki, gier mmorpg i motocykli. Miłośnik dobrego jedzenia, którym to uczuciem chce zarazić swoich Czytelników.