Piotr Kościelny: Pokazuję ten świat taki, jakim jest
O pisarskim wizerunku, reakcjach czytelników i zapachu prawdziwej meliny z Piotrem Kościelnym rozmawia Adam Podlewski
Adam Podlewski: Dba Pan o wyraźne oddzielenie swojego życia zawodowego od pisarskiego... Jak wpływa to na pańskie kontakty z czytelnikami?
Piotr Kościelny: Początkowo właśnie z uwagi na to, że jestem detektywem, postanowiłem nie ujawniać swojego wizerunku. Z czasem stało się to dla mnie nawet wygodne. Nie ukrywam jednak, że kusi mnie, by wyjść z cienia i się ujawnić. Mam ogromną ochotę na rozmowy z Czytelnikami podczas spotkań autorskich lub targów książki. Póki co, jestem aktywny w mediach społecznościowych i wiele osób chwali to, że nie buduję wokół siebie wysokiego muru, czy też aury niedostępności. Kilka osób rozpoznało mnie (dzięki mojemu charakterystycznemu psu) na ulicy – i to tylko utwierdza mnie, że takie rozmowy z Czytelnikami na żywo są dla autora czymś bardzo przyjemnym i potrzebnym. Może za jakiś czas zdecyduję się na takie oficjalne „wyjście" do Czytelników. Moi fani muszą się jednak uzbroić w cierpliwość. Jak się ujawnić – to z przytupem.
AP: Od premiery Zwierza minęły ponad dwa lata, a Pan wydał w międzyczasie kilka powieści. Co wpłynęło na tę przerwę? Potrzeba odmiany? A może nie planował Pan kontynuacji przygód Mikuna...
PK: Kontynuacja była planowana już w trakcie pisania Zwierza. Celowo zostawiłem w nim otwarte wątki. Kilka osób pytało, po co umieściłem Agnieszkę jako bohaterkę albo jaki wkład w pracę śledczych wniosła Iwona. Każda z tych postaci odegra w kolejnych częściach swoją rolę. Kuśnierz pojawia się po ponad dwóch latach z kilku powodów. W międzyczasie systematycznie pojawiały się pomysły na kolejne, niezależne powieści i nie mogłem się powstrzymać, by od razu nie przenieść ich na papier. To niekiedy uczucie silniejsze od samego autora. Poza tym podjąłem kilka dobrych, ważnych decyzji strategicznych i biznesowych, które również ostatecznie przyczyniły się do przesunięcia w czasie premiery Kuśnierza.
AP: Jak sukces pisarski zmienił pańską pracę? Czy Piotr Kościelny-autor przeszkadza Piotrowi Kościelnemu-detektywowi?
PK: Jako że Piotr Kościelny-autor i Piotr Kościelny- detektyw to wciąż jedna i ta sama osoba, to wciąż ma do dyspozycji 24 godziny w ciągu doby. A to ma swoje konsekwencje. Gdy byłem na początku mojej pisarskiej kariery, stanowiła ona odskocznię od detektywistyki, którą zajmowałem się na co dzień. Z czasem proporcje zaczęły się zmieniać i coraz więcej czasu poświęcałem na pisanie, a jednocześnie przyjmowałem mniej zleceń. Dzisiaj mogę spokojnie powiedzieć, że zawodowo zajmuję się pisaniem. Zleceń detektywistycznych nie przyjmuję już wcale. To był naturalny proces, który przebiegł bez żadnych zgrzytów. Słowem – nowe zajęcie wyparło stare.
AP: Jak pandemia wpłynęła na pańskie życie – zarówno twórcze, jak i zawodowe?
PK: Wbrew pozorom pandemia nie miała w moim przypadku większego wpływu. Zawodowo miałem podobną ilość zleceń, chociaż działania w terenie były nieco utrudnione ze względu na dużo mniejszy ruch na ulicach, a lockdowny nie sprzyjały romansom. Również jeśli chodzi o pisanie, nie odczułem żadnych znaczących różnic. W końcu to czynność, którą wykonuję w domu, przy komputerze, zatem w tym względzie wszelkie ewentualne ograniczenia i restrykcje pandemiczne mnie nie dotyczą.
AP: Historia opowiedziana w Kuśnierzu pokazuje nieskuteczność resocjalizacji oraz porażkę etosu służby policyjnej w konfrontacji z ambicjami i niekompetencją śledczych i urzędników. Czy w przypadku ucieczki prawdziwego mordercy, bylibyśmy skazani na podobną komedię tragicznych pomyłek?
PK: Nie sądzę, aby w przypadku ucieczki prawdziwego psychopaty doszło do takich wydarzeń. Chociaż biorąc pod uwagę naciski polityków na służby (słynne konfetti), niczego nie można wykluczyć. Komuś mogłoby przyjść do głowy zachowanie takiego wydarzenia w tajemnicy, aby nie psuć sondaży. Wiele osób po lekturze moich powieści po czasie stwierdziło, że udało mi się w nich przepowiedzieć przyszłość. Tutaj jednak wolałbym, aby tak się nie stało.
AP: Co sądzi Pan o celowości i skuteczności działania Krajowego Ośrodka Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie?
PK: Doskonale pamiętam moment, kiedy pojawił się problem z osobami, których kara dobiegła końca, a one nadal stwarzały zagrożenie dla bezpieczeństwa obywateli. Ustawa „o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi" powstała w 2013 roku i od razu wzbudziła sporo kontrowersji. Gdy pojawił się pomysł umieszczania przestępców po obyciu kary w specjalnym ośrodku, wiele osób twierdziło, że jest to dodatkowe ich karanie. Jednocześnie trzeba jakoś zabezpieczyć społeczeństwo przed ich obecnością na wolności. O umieszczeniu w takim ośrodku decydowało „wysokie prawdopodobieństwo" powrotu na drogę przestępstwa. Problemem, który zauważają psychologowie i psychiatrzy jest to, że nie da się jednoznacznie ocenić tego prawdopodobieństwa. Sam zamysł może i był słuszny, ale jak to u nas bywa, wykonanie woła o pomstę do nieba.
Po kilku latach Ośrodek wygląda całkiem inaczej, niż planowano. Pacjenci, którzy mieli być odseparowani od innych, mieszkają w pokojach kilkuosobowych, śpią na piętrowych łóżkach. Ośrodek miał być przystosowany dla kilkunastu osób, a przebywa w nim blisko sześćdziesiąt. W Internecie można uzyskać sporo informacji na temat jego funkcjonowania. W mojej ocenie powinno się dokonać analizy tych kilku lat funkcjonowania ustawy o tzw. „bestiach", skonsultować to ze specjalistami i stworzyć ośrodek z prawdziwego zdarzenia.
AP: W swoich powieściach nie stroni Pan od bardzo szczegółowych opisów przemocy. Czy nie kusił nigdy Pana pomysł napisania bardziej klasycznego, „eleganckiego" i „dżentelmeńskiego" kryminału?
PK: Opisy przemocy w moich powieściach nie są tylko po to, aby zaszokować. Pokazuję ten świat taki, jakim jest. Dosłownie i dosadnie. Bez zbędnego idealizowania. Tu policjanci przeklinają, biorą łapówki, potrafią także zastosować przemoc. Opisy melin są tak rzeczywiste, że można poczuć zapach niemytych ciał, smród alkoholu i papierosów. Ostatnio pewien policjant, który jest fanem moich powieści, napisał mi, że jako jeden z nielicznych autorów potrafię idealnie oddać to, jak rozmawiają gliniarze. Czy kusi napisanie bardziej eleganckiego kryminału? Nie. To zostawiam innym kolegom po piórze. Czytelnik sięgający po moją powieść powinien wiedzieć, czego się spodziewać. Tu nie będzie „Ojca Mateusza", czy „Komisarza Aleksa". Tu jest „Pittbull", „Glina" i „Magazyn Kryminalny 997".
AP: Jak organizuje Pan pracę twórczą? Czy siada Pan do pisania ze szczegółowym konspektem? Ile czasu poświęca Pan na pisanie?
PK: Nie mam żadnych konspektów, ani notatek. Zazwyczaj najpierw wymyślam tytuł powieści, a potem zarysowuję w głowie jej ogólną fabułę. Później siadam do pisania, a słowa i zdania same przelewają się na ekran komputera. Nie robię planów, nie rozrysowuję wątków, nie tworzę jakichś roboczych charakterystyk postaci. Na pisanie poświęcam danego dnia albo dużo czasu, albo wcale. Jeśli nie zacznę pisać po porannym spacerze z psem, to wiem, że tego dnia nic już nie napiszę. Nie potrafię i nie lubię zabierać się do pisania w dni, kiedy czekają na mnie inne angażujące zadania, wyjazdy, czy spotkania. Na godzinę, czy dwie – nawet nie włączam komputera. Za to jak już przychodzą takie dni, które mogę nazwać pisarskim cugiem, to powieść powstaje w błyskawicznym tempie.
AP: Czy Pana powieści wzbudzają nerwowe reakcje? Czy doczekał się Pan choćby recenzji Wybranego ze strony polityków? Czy oczekuje Pan komentarzy pod adresem Kuśnierza ze strony policjantów?
PK: Jak dotąd żaden polityk się nie odezwał (i może to i lepiej). Jeśli zaś chodzi o kryminały i thrillery niezwiązane z polityką, to często otrzymuje prywatne wiadomości od policjantów, którzy chwalą moje powieści za wiarygodny język i prawdziwe odzwierciedlenie ich pracy. Moje książki spotykają się z niezwykle dobrym odbiorem w tym środowisku. Za to po premierze Łowcy otrzymałem kilka wiadomości od osób, które pisały, że w dzieciństwie były molestowane przez dorosłych, a to co opisałem było tak realne, że powróciły im koszmary związane z wydarzeniami z przeszłości. Nie były to jednak wiadomości podszyte pretensjami, a jedynie potwierdzające fakt, że dobrze oddaję realizm opisywanych sytuacji. Czy moja twórczość wzbudza nerwowe reakcje? Chyba nie. Z pewnością nie każdemu się podoba, ale to też nigdy nie było moim celem.
AP: Dziękuję za rozmowę!
powrót