Akcja najnowszej Pańskiej powieści Śmierć na bogato toczy się w całej Europie. Dlaczego zagranica?
Agata, bohaterka powieści urodziła się w Polsce, ale wychowała w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Służyła w armii, a obecnie jest kombatantką wojenną cierpiącą na zespół stresu pourazowego. Wielu Amerykanów, emerytowanych wojskowych, osiedla się w Europie choćby z tego względu, że tu życie jest dużo tańsze niż w Ameryce. Agata osiedliła się na południu Hiszpanii, ale z innego powodu. Postanowiła pójść w ślady Sherlocka Holmesa i zostać prywatnym detektywem. Costa del Sol czy Costa Blanca są chętnie wybierane na miejsce zamieszkania przez ludzi o bardzo zagmatwanych życiorysach, często będących na bakier z prawem, a zatem wydawałoby się, że to jest raj dla prywatnych detektywów, ale czy na pewno?
Jedną z głównych osi Śmierci na bogato jest coś, co można nazwać nadrabianiem zaległości, spełnianiem marzeń na ostatnią chwilę. Gdzie leży według Pana granica między spełnieniem marzenia a zbrodnią?
W każdej sytuacji granicę między normalnym życiem a zbrodnią wyznaczają pewne normy opisane w kodeksie karnym. To nieważne, czy spełniamy marzenia, czy robimy cokolwiek innego, jeśli przekraczamy tę granicę, grożą nam pewne konsekwencje karne. Tak jest też, gdy ktoś mamiąc klienta spełnieniem jego najskrytszych pragnień posunie się o krok za daleko. Sam wirtualny seans opowiadający wymarzoną historię nie jest przestępstwem, choć nieraz może budzić pewne wątpliwości natury moralnej.
W swoich książkach często porusza Pan tematy związane z etyką śmierci. Czy z umierania można zrobić biznes?
Umieranie od tysięcy lat było wielkim biznesem, ale głównie dla tych, którzy zajmowali się zwłokami. Już w starożytności na przykład balsamiści zarabiali krocie, przygotowując nieboszczyków do „życia po śmierci". A sam moment zgonu? Tu moja pierwsza myśl kieruje się w stronę kata. Zawód niewdzięczny, ale ponoć dobrze płatny. Inną rzeczą jest problem opisany w Śmierci na bogato. Firma oferująca konającym klientom i to za grube pieniądze przeniesienie się do wirtualnego świata lub jak kto woli, do raju. Jej działania firmuje Watykan, a więc wszystko wygląda poważnie, wiarygodnie i nie ma podstaw, by nie wierzyć ulotkom reklamowym. Należy jedynie wysupłać milion euro, zgłosić się do „Pomocnej dłoni" a resztą zajmą się jej pracownicy, dopieszczą klienta.
Czy bogaci umierają inaczej?
Bogaci najczęściej umierają w przepychu, a w mojej powieści zafundowałem im dodatkowe atrakcje, czyli spełnienie nawet najskrytszych marzeń, fantazji, bo w wirtualnym świecie nie istnieją żadne granice. Chcesz coś i to masz, tylko najpierw zapłać. To jest jedyny warunek, bo coś takiego jak zasady moralne, etyka nie istnieją. Liczy się tylko pieniądz. Z tym nie zgadza się Agata, bohaterka powieści. „Kurwa mać! Widziałam mnóstwo umierających ludzi, każdy odchodził inaczej. Jedni z uśmiechem na twarzy, inni płakali, a jeszcze inni w ogóle nie wiedzieli, że to koniec, i myśleli, że zasypiają. To było takie ludzkie, a wy nawet to chcecie skomercjalizować? Nawet dla śmierci nie macie za nic szacunku. Chcesz zejść z tego świata z orgazmem, zgłoś się do nas. Całkiem niezłe hasło reklamowe. Ile ma kosztować ta usługa? Ten świat jest totalnie pojebany".
Jak według Pana pisanie o śmierci wpływa na postrzeganie tego tematu? Czy pomaga to oswoić „rzeczy ostateczne"?
Raczej nie, bo to czas najlepiej pomaga oswoić „rzeczy ostateczne", a konkretnie jego upływ. Człowiek z wiekiem zaczyna coraz więcej i coraz intensywniej myśleć game is over, że przed tym nie ucieknie. Kiedy jesteśmy młodzi, pojęcie śmierci jest dla nas czymś bardzo odległym, mało realistycznym. W miarę upływu lat, kiedy powoli zaczynają odchodzić znajomi, rodzina, najpierw pojedynczo, a później masowo zaczynamy sobie zdawać sprawę z tego że i nasz czas się kończy, że dzień chyli się ku zachodowi. Czy pisanie o tym wpływa na postrzeganie tego tematu? Na pewno nie daje o tym zapomnieć. Tkwi to gdzieś w mojej głowie i wciąż szepcze mi do ucha – Licznik bije, sukinsynu, spiesz się.
W Śmierci na bogato stworzył Pan stowarzyszenie „Pomocna dłoń". Czy ma ono jakiś pierwowzór w rzeczywistości?
Szefem firmy „Pomocna dłoń" jest biskup katolicki, człowiek zły do szpiku kości, który jest skupiony głównie na czynieniu niegodziwości. Ten człowiek nie ma żadnych hamulców moralnych, dla niego liczy się tylko zysk. Było takich wielu, jak choćby biskup Hudal, który za grube pieniądze przemycał zbrodniarzy hitlerowskich do Ameryki Południowej. Jeśli chodzi o pierwowzór „Pomocnej dłoni" z tym też nie było problemu. Kto zna historię, to wie, że w Kościele przez wiele stuleci kupczyło się wiecznym zbawieniem. Jeśli miałeś pieniądze, to droga do raju stała przed tobą otworem i to bez względu na twoje życiowe dokonania.
Czy to prawda, że Agata, bohaterka pańskiej nowej powieści, spotyka Zuzę Lewandowską? Czy to przypadek, czy funduje Pan czytelnikom jakieś zazębienie serii o Zuzie z serią o Agacie?
Tak, to prawda, obie panie się spotykają. Akcja powieści rozgrywa się w różnych krajach, ale nie omija Polski i rodzinnego miasta Agaty, czyli Płocka. I właśnie tu dochodzi do spotkania obu pań. Czy obie serie będą się zazębiać? Cóż mogę tu powiedzieć? Proszę podążać śladami Zuzy Lewandowskiej i Agaty Johnson. Już w maju ukaże się Zemsta, jedenasta część pierwszej serii. Myślę, że ona przybliży czytelników do poznania odpowiedzi na to pytanie.
Czy bohaterka nowej powieści zamieszka w Polsce?
Agata przyjeżdża do Polski pierwszy raz od wczesnego dzieciństwa. Patrzy na nasz kraj tak jak większość obcokrajowców, wszystkiemu się dziwi. Wielu rzeczy nie rozumie, z wieloma się nie zgadza. Wytyka nam nasze kompleksy narodowe, czasem zaściankowość. Nie potrafi się tu odnaleźć, ale być może w kolejnej części zmieni zdanie i przeprowadzi się do Płocka. To zależy od tego, co się w Polsce wydarzy, jak ukształtuje się sytuacja polityczna, bo akcja powieści dzieje się dziś, w latach 2023 i 2024.
Jest Pan autorem serii o Zuzannie Lewandowskiej. Czy lubi Pan tworzyć postaci kobiece?
Lubię tworzyć postaci charakterystyczne, postaci z charakterem. Nieważne, czy to jest kobieta, czy mężczyzna. Na pewno dużo frajdy miałem przy kreowaniu postaci Zuzy Lewandowskiej, teraz świetnie się bawiłem przy tworzeniu Agaty, bohaterki Śmierci na bogato. Muszę jednak wspomnieć o postaciach drugoplanowych, które pomagają nadać powieści odpowiedni koloryt. Mam tu na myśli kapitana Mariańskiego z serii o Zuzie, jak i majora Kingsleya ze Śmierci na bogato. Czytelnicy już dawno pokochali Mariańskiego, a jak będzie z Kingsleyem? Myślę, że podobnie, choć to są zupełnie inne postaci.
Czy postać Agaty miała jakiś pierwowzór? Czy ktoś taki istnieje?
Takich ludzi jak Agata Johnson jest sporo na świecie. W każdym kraju jest to samo. Kiedy odchodzisz ze służby, idziesz w zapomnienie, państwo ma cię w dupie, a jeśli brałeś udział w jakiejś niefortunnej wojence, jest jeszcze gorzej, bo władza za wszelką cenę chce puścić to w niepamięć. Ty jesteś świadkiem ich porażki, więc jesteś wypychany poza margines społeczny. Agata Johnson nie poddaje się i walczy, stara się ułożyć sobie życie po swojemu, choć nie jest to łatwe. Kilka lat temu poznałem w Hiszpanii kobietę, Amerykankę, która walczyła w Iraku, Syrii i Afganistanie. Ta kobieta również zmagała się z zespołem stresu pourazowego. Nie wiem, co zażywała, ale widziałem jak po kryjomu połykała jakieś pastylki. Jej opowieści wstrząsnęły mną do głębi. Do dziś pamiętam, jedną jej wypowiedź. Otóż wyznała mi, że mimo iż świetnie zna język arabski to nigdy więcej go nie użyje. Spytałem ją, dlaczego? Odparła mi, że z pogardy dla jej oprawców, dla wszystkich, którzy podpierając się wiarą w Mahometa sięgają po broń tylko po to, żeby zabijać niewinnych. To właśnie ta kobieta jest pierwowzorem Agaty Johnson, bohaterki mojej powieści.
Co dalej? Nad czym pan obecnie pracuje?
Obecnie jestem w Hiszpanii i wypoczywam po ukończeniu Zemsty , jedenastej części serii o Zuzie Lewandowskiej. Codziennie udaję się do ulubionej kawiarni na nadmorskiej promenadzie. Codziennie wita mnie ten sam kelner z szerokim uśmiechem na twarzy – ¡Buenos días, Señor Hemingway!. Twierdzi, że mu go przypominam, a że jestem pisarzem to świetnie się składa. Zawsze prowadzi mnie do tego samego stolika z widokiem na morze. Sącząc drinki, obserwuję fale rozbijające się o nadbrzeżne skały i jednocześnie myślę o następnej powieści.
Jacek Ostrowski
Autor m.in. powieści Ostatnia wizyta nominowanej w plebiscycie Książka Roku Lubimyczytać.pl (2017 i Złoty POCISK 2018. Ostatnimi laty ukazały się także: Posiadłość w Portovenere, Transplantacja, Tajemnice tumskiej góry, Paragraf 148 – powieść została nominowana do nagrody Kryminalna Piła roku 2018, Czarny wdowiec, Sarkofag, Świrus, Zaginiona kronika, Wojna, Katharsis, Porwanie, Bibliotekarka, Raczycho, Bohomaz, Kuba. Uhonorowany nagrodą Czarnego Kapelusza w plebiscycie czytelników podczas piątej edycji Poznańskiego Festiwalu Kryminału GRANDA 2019.
powrót