Ewa Salwin: Poszukiwanie zaginionych dzieł sztuki wielu z nas kojarzy się zapewne z pracą detektywa. Zgadza się Pan z tym twierdzeniem?
Marek Kozubal: Tak, bowiem wymaga nie tylko fachowej wiedzy, ale też podejmowania działań niestandardowych. Gdy otrzymałem informację o tym, że w pewnym miejscu może znajdować się poszukiwany obraz, zdecydowałem się wejść do lokalu pod „legendą", że przygotowuję materiał dziennikarski. W istocie chodziło o to, aby sprawdzić, czy na ścianie wisi obiekt, który może budzić zainteresowanie naszych muzealników. W tym przypadku nic interesującego nie znalazłem.
E.S.: Jak wygląda proces „namierzania" dzieła sztuki, które zginęło z polskich zbiorów?
M.K.: To żmudny proces. Zajmuje się tym specjalna komórka w ministerstwie kultury. Podstawą jest solidna kwerenda w archiwach różnych instytucji kultury, a następnie metodyczne przeglądanie katalogów wystawienniczych, domów aukcyjnych, galerii. Taka żmudna praca daje szansę zakończenia poszukiwania „trafieniem". Wiele aukcji w innych krajach monitorują Polacy, miłośnicy kultury, którzy następnie przekazują swoje spostrzeżenia do ministerstwa kultury. Następnym krokiem jest przygotowanie dokumentacji związanej z rewindykacją i wystąpienie do osoby, lub instytucji, która takie „trefne" dzieło sztuki posiada. Rozmowy, negocjacje, naciski niekiedy trwają wiele lat.
E.S.: Druga wojna światowa to czas wielkich grabieży. Czy jednak są takie przedmioty, które – paradoksalnie – przetrwały do naszych czasów tylko dlatego, że zostały wywiezione przez wojska najeźdźcy?
M.K.: Losy dzieł sztuki w czasie ostatniej wojny były niezwykle pokręcone. Przypadek, który może zobrazować taką sytuację, kilka lat temu opisałem w „Rzeczpospolitej". W czasie wojny w budynku Muzeum Narodowego w Warszawie Niemcy stworzyli magazyn zrabowanych dzieł sztuki z muzeów, pałaców, urzędów oraz prywatnych kolekcji. Paradoksalnie nie zostały one zniszczone w czasie Powstania Warszawskiego, chociaż znane są przypadki rabunków poszczególnych obiektów dokonywane przez żołnierzy niemieckich. W październiku 1944 r. ten magazyn z dziełami sztuki został wywieziony do zamku Fischhorn w Austrii, który został zajęty przez SS. Trafiły tam też zabytki zrabowane na Węgrzech, w Holandii czy Francji. Po zakończeniu wojny na skarby polskiej kultury zgromadzone w Fischhorn natrafił Bohdan Urbanowicz, który w kwietniu 1945 roku opuścił obóz jeniecki w Austrii. Po powrocie do kraju przekazał tę wiadomość do Muzeum Narodowego, a następnie podjął się misji restytucji zrabowanych dzieł, które odnalazł. Dzięki niemu w kwietniu 1946 roku z Salzburga do Warszawy przyjechało 12 wagonów odzyskanych dzieł kultury i sztuki m.in. 351 skrzyń książek, 65 skrzyń archiwów, 154 sztuki mebli, 408 obrazów m.in. Boznańskiej, Brandta, Chełmońskiego, Malczewskiego, Siemiradzkiego, Wyczółkowskiego, Matejki, Gierymskiego, a także dywany, rzeźby i porcelana. Do Polski powróciła np. emalia Limoges, którą Niemcy wywieźli z Gołuchowa, oryginał Unii Polsko-Litewskiej, pisma i rysunki Cypriana K. Norwida.
E.S.: Roszczenia Polski mają dwa główne kierunki: rosyjski i niemiecki. Z kim rozmawia się trudniej?
M.K.: Oczywiście z Rosjanami, z którymi nie ma żadnego dialogu. Tymczasem Rosjanie nie zrealizowali nawet postanowień traktatu ryskiego podpisanego w 1921 r. i nie zwrócili po zakończeniu wojny z bolszewikami wielu zabytków. Poza Polską pozostało np. 70 tys. sztuk numizmatów, arrasy, sztandary Legionów Dąbrowskiego, 10 tys. sztychów. Nie oddano także Archiwum Wielkiego Księstwa Litewskiego. W rosyjskich magazynach polscy dyplomaci zidentyfikowali też wiele dzieł sztuki zagrabionych po II wojnie światowej przez Armię Czerwoną. Na liście naszych roszczeń znajdują się m.in. dokumenty pochodzące z byłego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, które są w Muzeum Wojskowo-Medycznym Ministerstwa Obrony Rosji w Petersburgu, Rosyjskim Państwowym Archiwum Wojskowym oraz Państwowym Archiwum w Moskwie. Są też dzieła sztuki zrabowane przez rosyjskie tzw. trofiejne brygady. Do najcenniejszych należy XVI-wieczny obraz „Madonna z Dzieciątkiem i papugą na tle krajobrazu" ze zbiorów Miejskiego Muzeum Historii i Sztuki w Łodzi, „Portret Johanna von Schwarzwaldta" pędzla Hansa Holbeina czy liczącą 14 tys. obiektów kolekcja numizmatyczna z Malborka. Polska domaga się też zwrotu kolekcji Jakoba Kabruna z Gdańska, która obejmuje 6860 rysunków i grafik, m.in. Rembrandta, Dürera, Holbeina. Rosjanie ukrywają też obraz „Madonna z Dzieciątkiem" Cranacha, który został zrabowany z kolegiaty św. Mikołaja w Głogowie w czerwcu 1945 r. przez sowieckiego majora Mosewa. Polska domaga się też zwrotu konsoli wykonanej w 1766 r. przez Jeana Louisa Prieura z Sali Tronowej Zamku Królewskiego w Warszawie na zamówienie Stanisława Augusta Poniatowskiego, a także dokumentów osobistych gen. Władysława Sikorskiego. Na liście naszych strat jest też rękopis Juliusza Słowackiego „Dziennik podróży na Wschód", zrabowany z Biblioteki Ordynacji Krasińskich w Warszawie. MSZ twierdzi, że polskie dzieła sztuki są ukryte w Muzeum Sztuk Pięknych im. Puszkina w Moskwie oraz w Państwowym Muzeum Sztuk Pięknych im. Radiszczewa w Saratowie.
E.S.: Jakich dzieł nie udało się dotychczas odzyskać? Czy jeszcze warto mieć nadzieję, że wrócą do naszych muzeów?
M.K.: Zdecydowanie. W ogólnopolskiej bazie danych strat wojennych znajduje się teraz prawie 63 tys. pozycji, a i tak nie jest ona pełna. Jakiś czas temu badacz strat wojennych dr Robert Kudelski w trakcie badań poświęconych składnicy zabytków, jaką Niemcy zorganizowali w Roztoce, prześledził losy obrazów pochodzących z przedwojennej kolekcji Śląskiego Muzeum Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Ustalił, że w latach 60. kilka cennych obrazów z tej kolekcji trafiło do berlińskich zbiorów sztuki i znajdują się w nich do dzisiaj. Być może Niemcy niebawem je oddadzą. Ja jednak liczę na to, że wreszcie zostanie odnaleziony najbardziej poszukiwany obraz z kolekcji Czartoryskich – „Portret młodzieńca" przypisywany Rafaelowi Santi. Ślady tego dzieła są rozproszone po całym świecie. Poszukiwano je w USA, Austrii, Szwajcarii, Australii, a nawet na Bliskim Wschodzie. Moim zdaniem tropienie tego arcydzieła to gotowy scenariusz filmowy.
E.S.: Którą z wielu akcji rewindykacji polskich dzieł sztuki uważa Pan za najbardziej spektakularną?
M.K.: Niebanalnie, niejako na raty odzyskano obraz „Madonna pod jodłami" pędzla Lucasa Cranacha starszego. Od końca XIX w. zdeponowany był on we Wrocławiu w katedralnym skarbcu. W 1943 w obawie przed nalotami alianckimi Niemcy przenieśli obraz do klasztoru w Henrykowie, a potem do Kłodzka. Po zdobyciu miasta przez Rosjan teolog i historyk Kurt Engelbert przeniósł pracę Cranacha do Wrocławia, a następnie umieścił w zarządzanym przez siebie muzeum. W związku z tym, że dzieło zostało uszkodzone, po zakończeniu wojny trafiło do konserwacji. Renowacją zajął się niemiecki duchowny Siegfried Zimmer. Okazało się, że wykonał on wtedy wraz z wikariuszem z parafii pw. św. Bonifacego we Wrocławiu Georgiem Kupke kopię i potajemnie zamienili ją z oryginałem. Kopia ta, jako oryginalne dzieło, trafiła do pałacu biskupiego na Ostrowie Tumskim. W 1961 roku kuria wrocławska przekazała ją do pracowni konserwatorskiej Muzeum Śląskiego we Wrocławiu. I właśnie tam konserwator Daniela Stankiewicz odkryła oszustwo. Okazało się, że w 1948 r. Zimmer przemycił prawdziwie dzieło Cranacha do Niemiec. W latach 60. XX wieku sprzedał je w Monachium. W 1985 roku anonimowy oferent wystawił obraz na sprzedaż w Szwajcarii. Mimo upływu czasu i przynależności dzieła Cranacha do archidiecezji wrocławskiej sprawa przez wiele lat nie mogła zostać rozstrzygnięta, chociaż takie zabiegi prowadził MSZ. Dopiero w roku 2012 „Madonna pod jodłami" powróciła do Wrocławia.
Marek Kozubal - Absolwent Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, od kilkunastu lat pracuje jako dziennikarz w „Rzeczpospolitej". Jest współautorem trylogii historyczno-szpiegowskiej Operacja Rafael, Operacja Singe, Operacja Retea, napisanej wspólnie z Marcinem Falińskim, byłym oficerem Agencji Wywiadu. Osiągnęły one status bestsellerów. Operacja Retea została nominowana do nagrody „Złotego pocisku", w kategorii najlepsza powieść kryminalna roku 2021. W 2023 r. otrzymał wyróżnienie za najlepszą publikację o tematyce historycznej w ramach Nagrody im. Janusza Kurtyki Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Był też nominowany do Nagrody Grand Press w kategorii news.
powrót